Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem. To sformułowanie przypisywane jest przez pewien typ dyskursu politycznego Adamowi Mickiewiczowi – choć zawsze bez podania przypisu do źródłowego tekstu. Ta mityczna fraza powracała w polskiej rzeczywistości społecznej kilkakrotnie w ciągu ostatnich dwudziestu lat, obficie czerpiąc z tradycji opozycji antykomunistycznej oraz z czasów walki z zaborcami. Po raz pierwszy w III RP formuły tej użył w 1990 roku Marek Jurek podczas debaty sejmowej nad zmianą godła. Wraz z grupą posłów złożył wniosek o przywrócenie orła w koronie z krzyżem, a jako uzasadnienie tej „oczywistości” przytoczył z trybuny sejmowej powyższą rymowankę. Później używali jej komentujący fakt powieszenia krzyża na sali posiedzeń Sejmu, jak również Kazimierz Świtoń w czasie obrony krzyża papieskiego na oświęcimskim żwirowisku. Sformułowanie to pojawiło się znów podczas sporu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Ten krótki wierszyk funkcjonuje jak wytrych, otwierający pewien ciąg kategorii i praktyk społecznych. Warto więc zapytać, jaki typ znaku stanowi w tym kontekście krzyż oraz co oznacza.
Wokół krzyża jako przedmiotu materialnego dokonuje się całego szeregu praktyk – jak ustawianie, ozdabianie, czczenie, chronienie, nagłaśnianie, itd. – które ostatnio były tak chętnie relacjonowane przez media. Tego typu konkretne działania są „widzialne” i „namacalne” zarówno dla działających, jak i dla interpretatorów. To między innymi za ich sprawą fizyczna obecność krzyża znalazła się w centrum konfliktu – obecność, która w rzeczywistości spaja ustanowioną werbalnie w cytowanej frazie relację znaku i znaczenia. Krzyż funkcjonuje w ten sposób jako znak totalny, ponieważ oznacza wszystko to, co dana wspólnota uważa za ważne i wartościowe – polskość, wiarę, tradycję, patriotyzm, moralność, pamięć, prawdę, itp. Przywołanie i ujawnianie wiązanych z nim kategorii kształtuje i realizuje się właśnie we wspomnianych wyżej praktykach. Uczestnictwo we wspólnocie wartości wyjątkowo wyraźnie realizuje się w tym przypadku w praktykach semiotycznych – jednocześnie czynionych wobec znaku oraz ustanawiających relację znaku i znaczenia.
Spośród wielu konkurencyjnych teorii semiotycznych krzyż z rymowanki (upostaciowiony w konkretnych – choć za każdym razem innych – przedmiotach materialnych) daje się może najtrafniej opisać za pomocą Heideggerowskiej koncepcji znaku. Według autora Bycia i czasu odpowiedni sposób zrozumienia znaku to obranie właściwego kierunku działania. W tej koncepcji znaki nie służą do kontemplowania, interpretowania czy nawet odczytywania, ale każą postąpić za swoim wskazaniem. Znak pozwala nabrać orientacji wewnątrz otoczenia. Nacisk zostaje tu położony nie na relację pomiędzy znaczącym a oznaczanym, ale raczej na skuteczność oddziaływania samego znaku. Znaki pokazują zawsze to „w czym” i „gdzie” się żyje, przy czym człowiek się zatrzymuje i jak się rzeczy z tym mają. Krzyż, ustanowiony i traktowany jako znak przez uczestników scharakteryzowanej wyżej wspólnoty wartości, również posiada pewien sposób swojego odczytania, każe obrać właściwy kierunek działania. W tym przypadku będą to wymienione wyżej praktyki. Ich wykonywanie stanowi właściwy sposób podejścia do ustanowionego znaku. Problem polega na tym, że owe praktyki czynione są na tym samym znaku, który do nich wzywa. Znaczenie – w sensie Heideggerowskim – staje się więc samozwrotne, odwołuje tylko do znaku. Błędne koło nie staje się tu kołem hermeneutycznym.
Zanegowanie tego znaku – to znaczy dążenie do usunięcia krzyża z przestrzeni publicznej – pociąga za sobą, w rozumieniu uczestników tej wspólnoty wartości, zanegowanie tych normatywnych kategorii: jest anty-praktyką, odwołującą do anty-wartości. Relacja między znakiem a znaczonymi kategoriami jest tu tak silna, że jej zakwestionowanie zostanie odczytane nie jako odnoszące się do relacji lub podejmowanych praktyk, ale jako wykonywane wprost na kategoriach. W tym dyskursie stwierdzenie, że krzyż nie oznacza polskości, znaczy, że odrzuca się polskość. Próba przeniesienia krzyża musi być zatem w tego typu totalnej relacji semiotycznej odczytana jako zamach na wyznawane wartości. Praktyki wobec krzyża stają się więc odzwierciedleniem całościowej postawy społecznej – prawdy o człowieku, która wypełnia się w binarnej opozycji (Polak lub nie-Polak, orędownik prawdy lub kłamca, patriota lub zdrajca, wierzący lub ateista).
Krzyż ustanawia w ten sposób granicę między „normalnym” i nienormalnym”, sam będąc jedynym znakiem tej granicy. Znak totalny stanowi słup graniczny pomiędzy dwoma obszarami dyskursu, które mogą spotkać się tylko na gruncie praktyk podejmowanych wobec tego znaku. Z tego spotkania jednak niewiele wynika, bo choć boisko jest wspólne, to każda drużyna gra w inną grę, próbując narzucić drugiej własne reguły. Wszyscy stają się zakładnikami znaku i nikt nie ma mocy, żeby unieważnić jego znaczenie. Struktura znaku totalnego wyraża się w szeregu binarnych opozycji, z których nie sposób się wyzwolić – ponieważ zakwestionowanie jego znakowości stanowi jedną z praktyk, którą ten znak już zawczasu zagospodarował. W ten sposób znak staje się tym, co oznacza, a oznacza przecież wszystko co pozytywne, pożądane i normalne. Znak, który oznacza wszystko, nie oznacza zarazem niczego – znaczy tylko tyle, że znaczy. Znak znaczący znaczenie jest zarazem najpełniejszą realizacją „pustego znaczącego”.
Strukturalistyczne teorie semiotyczne – mające swoje źródło w rozpoznaniach Ferdynanda de Saussure’a – kładły nacisk na arbitralność relacji pomiędzy fizycznie istniejącym znaczącym a abstrakcyjnym znaczonym. Tymczasem relacja pomiędzy krzyżem jako znaczącym a oznaczanymi przez niego kategoriami jest – wedle uczestników tej wspólnoty wartości – dalece niearbitralna. Ta relacja – uświęcona tradycją, chwalebną przeszłością i bogatą symboliką – prowadzi więc najpierw do jednoznacznego utożsamienia fizycznie istniejącego znaku z oznaczanymi przez niego abstrakcyjnymi kategoriami, a następnie do swoistej „fetyszyzacji” znaku. Odprawianie praktyk na znaku, aby w ten sposób dokonać reaktualizacji wyznawanych przez siebie kategorii, prowadzi do sytuacji, w której krzyż staje się najważniejszym, jedynym i totalnym znakiem wartości.
W ten sposób ujawnia się prymat znaczącego nad znaczonym – modelowym przykładem takiego podejścia jest Humpty Dumpty z Po drugiej stronie lustra Lewisa Carrolla, który oświadcza Alicji: „Kiedy ja używam słowa, oznacza ono dokładnie to, co chcę, żeby oznaczało – nie mniej, nie więcej.” Choć to paradoksalny i pewnie nieco prowokacyjny wniosek, ale w „sporze o krzyż” (w godle, w Sejmie, na żwirowisku, przed Pałacem Prezydenckim i pewnie jeszcze w wielu kolejnych miejscach) naprawdę chodzi tylko o krzyż. Chodzi o władzę ustanawiania znaków i przyporządkowywania im znaczeń – czyli o władzę nad przestrzenią semiotyczną. Jednak nie sposób uchwycić momentu, w którym poddany staje się władcą – kiedy to sam znak obejmuje panowanie nad dyskursem.
Główny bohater słynnego filmu Stanisława Barei sam formułuje i odpowiada na pytanie, po co jest miś: „Nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz, co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny (…).” Uzasadnienie wypowiedziane najczystszą komunistyczną nowomową nie niesie ze sobą żadnej treści, żadnego konkretu, który można by uchwycić i z którym można by dyskutować, a jego tautologiczność służy jedynie wywołaniu pożądanego wrażenia emocjonalnego. Słomiany miś to metonimia wszystkich znaków totalnych. Miś jest znakiem, że my to my i że robimy to, co robimy. Samo pytanie o sensowność misia stawia pytającego po drugiej stronie barykady – tych, co nie są nami i robią nie to, co my. Ustanowienie i respektowanie takiego znaku „znakuje” język debaty społecznej, wytwarzając kryterium oceny innego, które jest łatwe do zastosowanie oraz daje natychmiastowy i jednoznaczny wynik. Takie kryterium zaczyna jednak żyć własnym życiem. Gigantyczny miś zostaje podwieszony do helikoptera i rozpoczyna majestatyczny lot nad miastem. Dyskursy czerpią z siebie nawzajem i przenikają się, a struktury argumentowania nie są na stałe przypisane do jednej ideologii – miś w końcu roztrzaskał się przecież o ziemię. Pytanie nie brzmi więc, czy można sprawić, aby jeden znak oznaczał tak wiele różnych rzeczy, ale – kto tu rządzi?