Rower 3/2011

agnieszka: własny rower. krótka historia kobiet na dwóch kółkach

Na początku roku media obiegła informacja dotycząca osiągnięcia hiszpańskich naukowców, którzy w renomowanym czasopiśmie medycznym zamieścili wyniki swoich najnowszych badań. Wynikało z nich niezbicie, że dziewczyny jeżdżące na rowerach są mądrzejsze od tych, które z roweru na co dzień nie korzystają. Co ciekawe, badania hiszpańskich uczonych nie wykazały podobnej zależności wśród badanych chłopców. Dziennikarz portalu Polskanarowery.pl Konrad Olgierd Muter skomentował przywoływanego newsa w sposób, który wydaje się wyjątkowo trafny: „Może hiszpańskie dziewczyny są inteligentne nie dlatego, że jeżdżą na rowerze, ale jeżdżą na rowerze dlatego, że są inteligentne?”. Zdanie to chciałabym uczynić mottem tego tekstu, w którym proponuję prześledzenie wybranych, kulturowych związków zachodzących między kobietami i rowerami. Perspektywa his(hers?)toryczno genderowa – lub feministyczna – jest w tym przypadku nie tyle nieunikniona, co wręcz pożądana.

Gloria Steinem mawiała za Iriną Dunn, że „kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru”. Czy wobec tego kobieta na rowerze jest feministką albo rower – kobietą?

***

Kobiecy ruch społeczny, który miał spowodować zwiększenie udziału kobiet w życiu społecznym i politycznym epoki wiktoriańskiej, rozwijał się niemal równolegle z udoskonaleniami w konstrukcji welocypedów i bicykli. Można to zaobserwować zestawiając kilka procesów i dat kluczowych dla obu zjawisk.

W 1839 roku powstaje pierwszy znany, jednośladowy pojazd z napędzanym tylnym kołem. Trzy lata później odbywa się Zjazd Kobiet w Seneca Falls, zorganizowany przez Elizabeth Cady Stanton i Lucretię Mott – pierwsze tak poważne spotkanie poświęcone prawom kobiet (w tym prawu do głosowania, wykształcenia, równości ekonomicznej oraz prawu rodzinnemu) zakończone podpisaniem tzw. Deklaracji uczuć wzorowanej na Deklaracji niepodległości.

Rok 1861 to czas opatentowania napędu na przednie koło welocypedu. Komitet walczący o prawa majątkowe kobiet (Married Women’s Property Committee) zostaje powołany siedem lat później. Zaraz potem, w 1869, dzięki wynalezieniu koła ze szprychami, welocyped zostaje zastąpiony nowocześniejszym bicyklem. Od 1878 roku kobiety mogłyby dojeżdżać nim na wykłady w Oksfordzie, lecz jedynie w obecności „osoby towarzyszącej” (to znaczy – towarzyszącego mężczyzny).

Sześć lat później, w roku 1884, opracowany zostaje pierwowzór znanego nam dzisiaj roweru – wyposażonego w koła równej wielkości, zwrotną kierownicę oraz tylne koło napędzane przekładnią łańcuchową. Jego udoskonalona wersja, tak zwany safety bike, niebawem trafia do masowej produkcji. W tym samym czasie Emily Pankhurst, walcząca o prawa wyborcze dla kobiet, zakłada Women’s Franchise League, która w 1903 roku przekształci się w Woman’s Social and Political Union.

W 1889 roku John Dunlop wymyśla oponę do bicykli, której produkcja osiągnie skalę przemysłową dziesięć lat później. Wcześniej, bo już od roku 1893, kobiety mogą uczęszczać na zajęcia w Oksfordzie samodzielnie. Dwa lata później Frances Willard, w wieku 56 lat, publikuje A Wheel Within a Wheel: How I Learned to Ride a Bicycle, które w kolejnych dodrukach zostanie wzbogacone o podtytuł: A Woman’s Quest for Freedom.

Frances Willard uczy się jeździć na rowerze – ma 53 lata.

Podsumowaniem tego, z pewnością niepełnego, zestawienia mogłaby być wypowiedź założycielki National Women Suffrage Association Susan B. Anthony z 1897 roku: „Myślę, że rower dla emancypacji kobiet zrobił więcej niż cokolwiek innego na świecie. Obdarzył kobietę poczuciem wolności i samowystarczalności. Zawsze, kiedy widzę kobietę na rowerze, przepełnia mnie radość. To obraz wolnej, nieskrępowanej kobiecości” [Cyt. za: Konrad Olgierd Muter, Kobiety na rowery]. Po czym nazywa rower „maszyną wolności”.

Susan B. Anthony

Niewątpliwie rower stał się z czasem niezbędnym atrybutem czołowych przedstawicielek ruchu emancypacyjnego – szczególnie po 1890 roku, gdy był już na tyle dostępny, że jego coraz popularniejsze użytkowanie przez kobiety, stało się rzeczywiście zauważalne. Stanowił narzędzie podważenia dotychczasowego układu, w ramach którego to, co kobiece znajdowało się w domu, a to, co męskie – w przestrzeni publicznej (choć należy podkreślić, że mowa tu przede wszystkim o kobietach klasy średniej zamieszkujących kraje anglosaskie – swoją drogą, Maria Skłodowska-Curie i jej rowerowa podróż poślubna, czy Karolina Kocięcka ścigająca się na torze kolarskim na Dynasach, to temat na oddzielny tekst). Stał się pretekstem, aby wyprowadzić kobiecość – „nową kobiecość”, tę silną i gotową do zmian – na ulice, budząc przy tym nie tylko entuzjazm użytkowniczek, ale przede wszystkim zgorszenie stróżów i strażniczek mieszczańskiej moralności. Rower bowiem, jako narzędzie związane z aktywności fizyczną, uwidoczniał nieobecny dotąd w przestrzeni publicznej kontekst kobiecego ciała, które – jadąc rowerem – ujawniało swoje istnienie, impertynencko wystawiając się na oglądanie w trakcie wykonywania aktywności fizycznej, wymagającej wysiłku, sprawności, zdrowia. Kobiece ciało (p)okazało się nie tylko kruchym, chorowitym i wymagającym opieki – a przez to symbolicznie ubezwłasnowolnionym – ale silnym i samodzielnym.


Kobieca cielesność odsłonięta dzięki jeździe na rowerze, wzbudziła kontrowersje nie tylko w kontekście medycznym (dyskurs medyczny wskazywał na zagrożenie higieny i zdrowia kobiet), ale również seksualnym – siodełko między nogami oraz rytmiczne pedałowanie, wzbudzały niepokój i wywoływały moralne oburzenie ze względu na domniemane erotyczne pobudzenie, które jazda miała powodować i które niechybnie musiało prowadzić do rozwiązłości i zdrad. Niepokój – niekoniecznie wyrażany wprost, ale obecny w dziewiętnastowiecznych dyskursach naukowych – budziło nie tylko wyobrażenie pobudzanej siodełkiem łechtaczki, ale po prostu obraz kobiety niezależnej i samowystarczalnej. Ostatecznie rower to przecież pojazd jednoosobowy, a ten (ta!), która się nim posługuje nie jest wieziona, a jedzie sama. A to zasadnicza zmiana. Oczywiście, już wcześniej podobna (ale jakże inna!) sytuacja miała miejsce – w trakcie jazdy konnej, jednak ta kosztowna rozrywka była zarezerwowana dla arystokracji. Rower zaś był tani, umożliwiał mobilność i okazał się pretekstem do zmian – nie tylko w kwestii fasonów długich i wielowarstwowych sukien oraz gorsetu. Sprawił bowiem, że kobiety zaczęły myśleć o tym, dokąd mogłyby rowerem pojechać – i rzeczywiście jeździły. A to nieuchronnie wpływało na sposób myślenia o sobie jako o kobietach-„kierowczyniach”, kobietach użytkowniczkach przestrzeni publicznej, kobietach-obywatelkach – silnych i mogących samodzielnie stanowić o sobie, choć dziwnym trafem niemających takiego formalnego prawa. W ten sposób, z pomocą i w towarzystwie rowerów, kobiety dojechały – dosłownie i w przenośni – do punktów wyborczych oraz do myślenia o rzeczach dotychczas niemieszczących się w ramach mieszczańskich wyobrażeń – na przykład o podróży dookoła świata, którą Annie Londonderry odbyła w 1895 roku, zarabiając na dodatek 5000 dolarów.


Z czasem rower popularyzował się coraz bardziej – tracił urok nowinki technologicznej, i wyjeżdżał z profesjonalnych (i mocno zmaskulinizowanych) torów kolarskich wprost na brukowaną ulicę lub bitą drogę. Masowość produkcji oraz dużadostępność sprawiły, że tuż przed I wojną światową rower był już używany jako codzienny środek transportu, pozwalający tanio i sprawnie dojechać do pracy. Również kobietom.


W Białej wstążce (2009) Michaela Hankego rower jest wyraźnym wskaźnikiem zarówno możliwości jak i ograniczeń związanych z pozycją kobiet w konserwatywno protestanckiej społeczności, którą oglądamy około 1914 roku – a więc tuż przed wybuchem I wojny światowej, gdy kobiety w Cesarstwie Niemieckim nie miały jeszcze praw wyborczych. Obecny w filmie rower – zresztą jeden i ten sam – używany jest przed dwie kobiety: Evę (Leonie Benesch) oraz panią Wagner (Susanne Lothar). Siedemnastoletnią Evę poznajemy, gdy niepewnie jedzie rowerem przez miasteczko.

Eva (Leonie Benesch), "Biała wstążka", reż. Michael Haneke, 2009.

Zatrzymuje ją nauczyciel – narrator i główny bohater opowieści (Christian Friedel). Dzięki rozmowie dowiadujemy się, że dziewczyna rozpoczęła właśnie pracę we dworze – opiekuje się bliźniakami baronostwa. W trakcie rozmowy Eva nie zsiada z roweru – odpowiada na pytania nauczyciela raczej z grzeczności, niż z rzeczywistej chęci rozmowy z nieznanym, spotkanym na ulicy i w dodatku dość żałośnie wyglądającym mężczyzną. Mimo obowiązujących konwenansów, różnicy wieku i płci, to ona ma nad nim symboliczną przewagę – właśnie dlatego, że w każdej chwili może odjechać. Nie przerywa jednak rozmowy, dzięki czemu dowiadujemy się, że jest z jednej strony, dziewczyną skromną i mocno osadzoną w obowiązujących formach kultury, z drugiej zaś, inteligentną i (samo)dzielną. Podjęła pracę z poczucia obowiązku wobec rodziny i w znacznym stopniu uczestniczy w kosztach jej utrzymania. Rower, który nie należy do niej, pożyczyła od swoich pracodawców, aby w wolny dzień pojechać do domu w miejscowości znacznie oddalonej od miejsca pracy. To jedyny dostępny dla niej środek transportu, w związku z czym Eva właśnie nauczyła się na nim jeździć.

Eva (Leonie Benesch), "Biała wstążka", reż. Michael Haneke, 2009.


Pierwsza praca, pierwszy wyjazd z domu, pierwszy moment samodzielnego życia – to sytuacja dorastania i przekraczania dotychczasowych granic. Tych osobistych, ale w szerszym planie interpretacyjnym – tych społecznych, związanych z obyczajowością i konwencjonalnym podziałem ról. Eva jest panną mieszkającą poza domem – choć niewątpliwie wpisuje się w obowiązujący system patriarchalny, to, mając pracę, rower do dyspozycji oraz dystans do nieznanego mężczyzny spotkanego na ulicy, jest najbardziej niezależną i postępową bohaterką opisywanej społeczności. Jeśli potraktujemy cały film Hanekego jako metaforę przemian społecznych, Eva okaże się symbolem jeszcze wtłoczonej w obowiązujące formy, ale już przednowoczesnej i refleksyjnej kobiecości, dla której świat rządzony przez kapryśnego barona i despotycznego ojca robi się coraz ciaśniejszy. Ostatecznie, rzeczywistość przedwojennego świata okazuje się jednak dominująca i w trakcie rozwoju akcji Eva przesiada się z roweru do powozu narzeczonego, decydując się na rolę pasażerki – mającej jednakże własne zdanie.

Sytuacja zamknięcia kobiet w sztywnym porządku społecznym jest w filmie Hanekego podkreślona również przez drugą scenę zbudowaną wokół roweru. Zdarzenie ma miejsce już po koniec filmu, po informacji o wybuchu wojny, gdy nauczyciel, zaniepokojony sytuacją polityczną, chce odwiedzić Evę. Wyprasza u baronowej rower (nie dostał zgody na wypożyczenie powozu). Kiedy odbiera pojazd, na podwórzu rządcy spotyka roztrzęsioną panią Wagner, matkę upośledzonego i pobitego w tajemniczych okolicznościach chłopca. Kobieta, znajdująca się w wyraźnym szoku, domaga się, aby ten oddał jej rower.

Pani Wagner (Susanne Lothar), "Biała wstążka", reż. Michael Haneke, 2009.

Gdy nauczyciel oponuje, proponując pani Wagner wypożyczenie konia, ta odpowiada, co znamienne, że nie potrafi jeździć konno. Kobieta potrzebuje środka transportu, aby dostać się do miasta, powtarza więc swoje żądanie tłumacząc, że jej okaleczony syn zdradził imię swojego oprawcy. Pani Wagner chce rozmawiać tylko z policją, nie ma zaufania do żadnego z przedstawicieli władzy, którą w miasteczku reprezentują baron i ksiądz. Ostatecznie nauczyciel oddaje jej rower, dzięki czemu pani Wagner może wyjechać z miasteczka – po to, aby oddać sprawiedliwość lub, by przed nią uciec.

 

Pani Wagner (Susanne Lothar), "Biała wstążka", reż. Michael Haneke, 2009.

Znamienne w sposobie używania roweru w filmie Hanekego jest to, że obydwie (i jedyne) kobiety, które się nim posługują, są w pewnym stopniu inne – znajdują się na obrzeżach społeczności. Pani Wagner jest samotną matką z upośledzonym dzieckiem, Eva jest panną i to w dodatku pracującą, samodzielnie i poza domem. Obie, w pewnym stopniu, są tylko pośrednimi uczestniczkami porządku patriarchalnego – Eva jeszcze, jako panna, zaś pani Wagner już, jako dojrzała, samotna kobieta. Obie też korzystają z roweru w sposób, który pozwala im wyjechać poza sztywno wytyczone ramy patriarchalnego świata – Eva łączy pracę z rodziną, pani Wagner ucieka ze społeczności, która stanowi dla niej zagrożenie. W obu przypadkach rower oznacza podjęcie decyzji, w znacznym stopniu kształtującej tożsamość bohaterek – jako samodzielnych, niezależnych, dokonujących ryzykownych bądź odpowiedzialnych wyborów.

***

W 2007 roku, w ramach obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego, zorganizowano Masę Powstańczą, czyli okolicznościowy wariant Masy Krytycznej – comiesięcznego przejazdu rowerzystów ulicami stolicy. W materiałach prasowych czytamy, że Masa Powstańcza to: „Rowerowy rajd śladami łączniczek Powstania Warszawskiego. Uczestnicy powstańczej Masy Krytycznej przejechali przez najważniejsze miejsca związane z Powstaniem. […] Wszyscy ubrani byli w pamiątkowe koszulki z rysunkami powstańczych łączniczek na rowerach. […] – Mało kto wie, że podczas Powstania łączniczki często rozwoziły ważne rozkazy właśnie na rowerach. W ten sposób oddamy im hołd” – mówił Marcin Czajkowski, jeden z organizatorów rajdu.

Plakat Masy Powstańczej

Rzeczywiście, informacja o łączniczkach-rowerzystkach jest o tyle prawdopodobna, co zaskakująca. W ikonografii Powstania brakuje bowiem obrazu łączniczki czy sanitariuszki na rowerze, niewiele też informacji znajdziemy na ten temat chociażby we wspomnieniach gromadzonych na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego. Na opowieść łączniczki rowerzystki trafiłam jedynie w „Dużym Formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej” z 22 kwietnia 2010 r. W artykule Mój dom – Ravensbrück, profesor Joanna Pensonowa tak wspomina czas okupacji: „[…] Adrenalina, radość, że robi się coś dorosłego, jakiś opór się Niemcom stawia. Ja byłam szybką łączniczką, bo miałam rower. Damkę. Siadałam na niego, w spódnicy, bo inaczej się wtedy dziewczyny nie ubierały, na tylnym kole specjalna siatka, żeby się spódnica nie wplątała w szprychy, beret na głowę – i mknęłam przez Warszawę. Wiosną 1941 roku miasto robiło się zielone, sama przyjemność tak jechać”. Drugim śladem jest wyszperane w internecie wspomnienie Zofii Szatyńskiej, która w sierpniu 1944 roku rozwoziła rowerem informacje o godzinie „W”. To jedyne znane mi poszlaki – postaci rowerzystki nie zauważyłam również w filmach związanych z Powstaniem. Jednak na walczące (lub waleczne) rowerzystki, w szerszym kontekście II wojny światowej, trafiłam dotąd trzykrotnie.

Pierwszą z nich jest Dorota (Urszula Modrzyńska), bohaterka debiutanckiego filmu Pokolenie (1955) Andrzeja Wajdy. Piękna, mądra, silna, a co najważniejsze – oddana sprawie komunistka. Członkini i aktywna uczestniczka Związku Walki Młodych, stoi na czele tajnego oddziału Gwardii Ludowej, w skład którego wchodzą sami młodzi mężczyźni. Jest więc kobietą-dowódczynią – ma autorytet i doświadczenie, pozwalające jej pełnić rolę zwierzchniczki oddziału. To wobec Doroty nowicjusze składają przysięgę, zaczynającą się zresztą od słów: „Ja, syn ludu polskiego…” – syn, a nie córka. Co nie zmienia faktu, że zaprzysiężenie odbywa się w mieszkaniu Doroty, w którym na ścianie wisi męski rower. To z jego pomocą, jak możemy się domyślać, Dorota porusza się po mieście planując i realizując kolejne akcje zbrojne. Rower – a nie kontrolowany przez Niemców tramwaj, ani uwydatniająca różnice klasowe ryksza – jest jedynym dostępnym jej środkiem transportu, podkreślającym nie tylko dominującą pozycję, niezależność, spryt, siłę i odwagę, ale również – wyznawaną ideologię.

Dorota (Urszula Modrzyńska), "Pokolenie", reż. Andrzej Wajda, 1955.

Drugą bohaterką jest Lidka (Małgorzata Niemirska), urocza telegrafistka, która w serialu Czterej pancerni i pies (reż. Konrad Nałęcki, 1966-1970) ma ciekawy, choć pojedynczy, rowerowy epizod. W trzeciej serii, w odcinku pt. Pierścienie, Lidka razem z czterema kompanami ucieka z bezpiecznego zaplecza frontowego, aby dołączyć do załogi „Rudego”, która zmierza w kierunku Berlina. W jednym z mijanych po drodze niemieckich miasteczek Lidka wraz z kolegami-żołnierzami znajdują sklep rowerowy z wybitą witryną – biorą rowery i ruszają w dalszą drogę, gdyż „zgrabniej będzie na bicyklach”. Kwestia możliwości bądź umiejętności jazdy na dużym, męskim rowerze nie jest w żadnym stopniu problematyczna – Lidka będąc żołnierką, dosiada roweru i korzysta z niego tak samo jak z każdego innego narzędzia służącego do walki, a więc w sposób identyczny jak jej koledzy.

Odniesieniem dla walczących ramię w ramię z mężczyznami rowerzystek może być bohaterka, która – co prawda w cywilu, ale jednak z determinacją – wjeżdża (dosłownie) w II wojnę światową na rowerze, w dodatku z dzieckiem na bagażniku. W scenie otwierającej Katyń (2007) Andrzeja Wajdy, widzimy Annę (Maja Ostaszewska) – żonę polskiego oficera, Andrzeja (Artur Żmijewski) – która wraz z innymi ludźmi ucieka przed wojskiem niemieckim przez most kolejowy. Jedzie rowerem, wioząc na bagażniku córkę, Weronikę (Wiktoria Gąsiewska). Do roweru ma przytroczone liczne pakunki, jest wyraźnie przestraszona. Młoda, samotna kobieta z kilkuletnim dzieckiem, w tłumie zdezorientowanych ludzi, pełna lęku o los męża – oficera znajdującego się na terenach zajętych przez Armię Czerwoną – znajduje się w sytuacji niezwykle trudnej. W tej sytuacji rower pozwala jej działać – podjąć decyzję o kierunku, w którym ostatecznie się uda (po jednej stronie Niemcy, po drugiej – Sowieci). Obserwując scenę na moście widzimy, że ze swoim rowerem – niedoskonałym, ale jednak własnym środkiem transportu – ma pewną przewagę nad poruszającymi się pieszo ludźmi, dodatkowo obciążonymi walizkami, koszami, pakunkami. Rower zapewnia jej pewną swobodę, mobilność i samowystarczalność, co z kolei daje namiastkę poczucia bezpieczeństwa, nieporównywalną jednak do tej, jaką w tej sytuacji gwarantuje samochód – Anna spotyka na moście generałową Różę (Danuta Stenka), która „jest wieziona” przez most autem. Zgodnie ze wskazówkami męża, Róża udaje się w kierunku Krakowa. Proponuje Annie, aby ta się zabrała razem z nią samochodem (w którym i tak jest już bardzo ciasno). Anna – być może właśnie dlatego, że ma rower, a wraz z nim możliwość niezależnego przemieszczania się oraz punkt zaczepienia dla własnej odwagi – decyduje jednak uparcie kontynuować poszukiwania Andrzeja i rusza w przeciwnym kierunku. Gdy w pobliskiej parafii dowiaduje się, że mąż jest na stacji kolejowej i wraz z innymi zatrzymanymi oficerami czeka na pociąg do obozu jenieckiego, pożycza z plebani drugi rower i w amoku jedzie po Andrzeja sądząc, że ten ucieknie razem z nią. Andrzej odmawia. Gdy transport rusza ze stacji, kilkuletnia Nika próbuje gonić pociąg rowerem – po chwili zrezygnowana rzuca go na ziemię. Rower, o ile może symbolizować kobiecą siłę i niezależność, może równie dobrze być znakiem bezradności – w tym wypadku bezradności wobec władzy, przemocy lub wobec historii, która bezwzględnie zostawia kobiety w sytuacji, gdy mogą liczyć tylko na siebie.

Kolejnym epizodem w historii kobiet i rowerów jest moment, w którym rower staje się atrybutem intelektualistek – kobiet piszących, studiujących, tworzących i myślących. Takich, których ikonami są Virginia Woolf, Simone de Beauvoir czy Sylvia Plath. Nie będzie zaskoczeniem, że każda z nich najpewniej miała swój własny rower.

Wyruszyłam rowerem, nie mając zbyt wiele czasu, pod wiatr; i znów miałam satysfakcję, że staję w zawody z tak potężnymi żywiołami, jak ciemność i wichura. Walczyłam, musiałam prowadzić rower, dążyłam dalej; wsiadłam na niego ponownie; upuściłam latarkę; podniosłam ją i ruszyłam już bez żadnych świateł. Widziałam mężczyzn i kobiety idących razem; myślałam sobie: jesteście bezpieczni i szczęśliwi, a ja jestem wyrzutkiem” – czytamy w Dziennikach Virginii Woolf, w których wspomnienie roweru przewija się kilkakrotnie. Cytowany zapis pochodzi z 15 października 1923 roku. W tym czasie Virginia wciąż jeszcze mieszkała z Leonardem w Richmond, gdzie pracowała nad Panią Dalloway. Miała 41 lat. Była już po publikacji Pokoju Jakuba, pisywała recenzje literackie, prowadziła intensywne życie towarzyskie, walczyła z kolejnymi napadami depresji. Własny pokój napisze za sześć lat. Samobójstwo popełni w 1941 roku.

W książce Jej mąż. Ted Hughes i Sylvia Plath, Diane Middelbrook przytacza wspomnienie koleżanki Sylvii z czasów ich wspólnych studiów w Cambridge. Znajoma wspomina Sylvię Plath jako niespokojną, będącą w ciągłym ruchu – od niej dowiadujemy się, że Sylvia jeździła na rowerze oraz, że robiła to w sposób sobie tylko właściwy: „[…] pedałowała gwałtownie, z głową podaną do przodu i ramionami wyprężonymi, tak jakby roweru nie napędzała nogami, a samą tylko siłą woli. […] Można powiedzieć, że jeździła z zaciętością małej dziewczynki”. Film Christine Jeffs Sylvia (2002) będący próbą ekranizacji Dzienników, zaczyna się od sceny, w której Plath (Gwyneth Paltrow) pędzi czerwonym rowerem po ciasnych uliczkach Cambridge. Kilka scen później, tuż po tym, jak pozna Teda Hughs’a (Daniel Craig), współlokatorka z akademika radzi jej wybić go sobie z głowy mówiąc: „Obchodzi ich tylko poezja. Reszta jest nieważna. Łącznie z dziewczynami. Nawet tymi, ze stypendium Fulbrighta i na czerwonych rowerach”. Jest 1956 rok – Sylvia za trzy lata opublikuje Kolosa, samobójstwo popełni w 1963 roku.

Sylvia Plath (Gwyneth Paltrow), "Sylvia", reż. Christine Jeffs, 2002.

Simone de Beauvior w książce Siłą rzeczy pisze: „Od czasu mojego upadku z roweru, brakowało mi zęba. Ubytek był widoczny, a ja nie zamierzałam go uzupełnić. Po co robić zamieszanie? W końcu byłam już wtedy stara, miałam trzydzieści sześć lat”. Pisząc te wspomnienia ma lat pięćdziesiąt pięć. Drugą płeć opublikowała czternaście lat wcześniej, w 1949 roku. Bohaterowie jej powieści – zarówno Helen w Cudzej krwi jak i bohaterowie właściwie autobiograficznych Mandarynów – jeżdżą rowerami. Podobno w latach czterdziestych, w czasie, gdy mieszkała w Hotel La Louisiane, trzymała swój rower w hotelowym pokoju. Zmarła w 1986 roku w Paryżu. Konduktowi pogrzebowemu towarzyszył tłum, głównie kobiet.

Nie jest w żadnym razie celem mojego tekstu tłumaczenie tego, co zrobiły Woolf, Plath i de Beauvoir dla kolejnych pokoleń kobiet jeżdżących nie tylko na rowerach i nie tylko na uniwersytety. Jako pisarki i intelektualistki, na które powoływały się nie tylko przedstawicielki kolejnych nurtów feminizmu, i których twórczość znana jest również szerokiemu przekrojowi czytelników i czytelniczek – poczynając od nastolatek, aż do poważnych profesorów i profestorek literatury – jeszcze długo będą inspirowały do myślenia i przekraczania barier. To, o czym pisały, obserwując lub nawet pośrednio kształtując społeczno-polityczne procesy zmian, a nie tylko literaturoznawcze teorie, w sposób oczywisty wpłynęło również na szeroko rozumianą popkulturę, która – wcielając się w jadącą na rowerze Brigitte Bardot – zapowiadała nadciągającą wielkimi krokami rewolucję seksualną.

Brigitte Bardot urodziła się w 1934 roku. Gdy publikacja Drugiej płci budziła publiczne dyskusje i społeczne kontrowersje, miała 15 lat. Dzięki filmowi Rogera Vadima I Bóg stworzył kobietę (1956), w którym zagrała jako dwudziestodwulatka, stała się jedną z pierwszych seksbomb popkultury. Objawiła się kinowej publiczności, gdy w leniwym, słonecznym Saint Tropez, boso jedzie niebieskim rowerem – teoretycznie jedzie do pracy, ale robi to bardziej z nudów, dla zabawy, po to, aby się pokazać. Aby poflirtować. Aby coś się działo. Dla postaci granej przez Bardot Juliette, rower jest przede wszystkim atrybutem uwydatniającym seksapil i podkreślającym niezależność – objawiającą się głównie łamaniem ustalonych norm moralnych przez niczym nieskrępowaną rozwiązłość. Juliette kręcąc się w kółko w okolicach portu, zdaje się mówić – „Jadę gdzie chcę, śpię z kim chcę”.

Juliette (Brigitte Bardot), "I Bóg stworzył kobietę", reż. Roger Vadim, 1955.

Z pewnością tym, co posiada, jest – poza rowerem – świadomość własnego ciała i jego seksualnej atrakcyjności. Celowo wystawia się na widok, prowokuje pożądliwe spojrzenia mężczyzn i nienawistne spojrzenia kobiet. Tym zaś, czego Juliette nie ma, a o czym marzy jest czerwony kabriolet, który, zupełnie niedwuznacznie, proponuje jej pan Carradine w pierwszej scenie filmu. Juliette nie posiada samochodu, bo nie ma pieniędzy – sierotę zabraną z przytułku i mieszkającą u opiekunów, stać tylko na rower, który jest zabawką, gadżetem do uwodzenia i flirtowania, namiastką niezależności. Namiastką jedynie, co uwydatnia fabuła filmu zawiązująca się wokół konieczności znalezienia męża. Jeśli bowiem to się nie uda, niepełnoletnia Juliette będzie musiała wrócić do przytułku. Jej przyszłość uzależniona jest więc nie od własnych chęci, ale od instytucji ślubu, tak ostro skrytykowanej przez de Beauvior. Mimo społecznego ostracyzmu, na który Juliette sama solennie zapracowała, ostatecznie dziewczyna znajduje męża i zostaje w miasteczku. Jednak już po ślubie wciąż jeździ rowerem, bo nadal się nudzi i nadal nie chce dać się zamknąć w domu – ani tym, który należał do opiekunów, ani tym, który należy do męża i jego rodziny.

Juliette ponosi porażkę – ma ciało, którego jest świadoma, ma własny rower, ale nie ma własnych pieniędzy, ani chęci do tego, aby zdobyć je własną pracą. Pan Carradine w pewnym momencie komentując zachowanie dziewczyny mówi: „Wyszła, ponieważ ma odwagę robić, co jej się podoba i kiedy się jej podoba”. Jest to zdanie, które – wypowiedziane przez zapatrzonego w Juliette podstarzałego bogacza – wybrzmiewające nieco ironicznie w kontekście historii dziewczyny, ujawnia, że jej niezależność, choć pozornie nieograniczona, jest ściśle wyznaczana przez granice stawiane przez mężczyzn i ich pieniądze, których ona w sposób naiwnie jawny pożąda, stając się tym samym piękną figurą mocnego porównania małżeństwa do prostytucji, które de Beauvoir formułuje w Drugiej płci.

 

Juliette (Brigitte Bardot), "I Bóg stworzył kobietę", reż. Roger Vadim, 1955.

Towarzysząc kolejnym falom feminizmu, rower okazał się zgrabnym i skutecznym narzędziem anektowania przez kobiety obszarów dotychczas zarezerwowanych dla mężczyzn – polityki, ekonomii, wojny, nauki, czy w końcu samego pola wizualnego, w którym władzę ma nie tylko podmiot, który patrzy, ale i ten, który jako widzialny zajmuje centralną pozycję. Historia kobiety i jej roweru zatacza właśnie koło.

Na początku XXI wieku kobiety wsiadają na rowery znowu po to, aby angażować się politycznie – tym razem nie w walkę o swoje prawa („swoje” w znaczeniu należące do kobiet zamieszkujących zachodni świat Europy i Stanów Zjednoczonych), ale w pokój na Bliskim Wschodzie i poprawę sytuacji kobiet w krajach muzułmańskich. Organizacja „Follow the Women” co roku organizuje kilkunastodniowy rajd rowerowy, którego trasa wiedzie przez kraje Bliskiego Wschodu. Uczestniczkami są kobiety z całego świata. Na stronie internetowej organizacji znajdujemy zdjęcie i znany już cytat:


***

Przywoływana wcześniej Virginia Woolf, w znanym eseju z 1929 roku wypowiada rewolucyjną tezę o tym, że kobieta, aby uprawiać twórczość literacką, potrzebuje własnego pokoju oraz stałego rocznego dochodu – w wysokości minimum 500 funtów rocznie. Wydaje się jednak, że w byciu kobietą dzisiaj, nie tylko kobietą piszącą, ale faktycznie niezależną, krytycznie myślącą, aktywnie działającą, będącą świadomą swoich możliwości i otwarcie wyrażającą poglądy – poza stałym dochodem i własnym pokojem – pomocny może byc też stojący w korytarzu tegoż pokoju, obładowany kulturowymi kontekstami, własny rower.

Źródła:

1. Simone de Bevoir, Druga płeć, tłum. Gabriela Mycielska, Czarna owca, Warszawa 2003.

2. Agata Chwoła, Cyklistki, „Zadra” nr 1-2/2010.

3. David B. Herlihy, Bicycle: The History, Yale University Press, New Haven 2006.

4. Dave Horton, Paul Rosen, Peter Cox, Cycling and Society, Ashgate, Burlington, Vermont 2007.

5. Joanna Łuba-Wróblewska, Cykliści. Sympatycy, pasjonaci, mistrzowie. 1886-1939, Ośrodek Karta, Warszawa 2010.

6. Diane Middlebrook, Jej mąż. Ted Hughes i Sylvia Plath, tłum. Paweł Łopatka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.

7. Konrad Olgierd Muter, Kobiety na rowery. Do sióstr rowerzystek, polskanarowery.pl, 18-06-2010.

8. Konrad Olgierd Muter, Mądre dziewczyny jeżdżą na rowerach, polskanarowery.pl 11-01-2011.

9. Sylwia Plath, Dzienniki 1950-1962, tłum. Joanna Urban, Paweł Stachura Prószyński i S-ka, Warszawa 2004.

10. Virginia Woolf, Chwile Wolności. Dziennik 1915-1941, tłum. Magda Heydel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.

11. Virginia Woolf, Własny pokój, tłum. Agnieszka Graff, Sic!, Warszawa 1997.

*

1. Biała wstążka, reż. Michael Haneke, 2009.

2. Sylvia, reż. Christine Jeffs, 2002.

3. Czterej pancerni i pies, reż. Konrad Nałęcki, 1966-1970.

4. Pokolenie, reż. Andrzej Wajda, 1955.

5. Katyń, reż. Andrzej Wajda, 2007.

6. I Bóg stworzył kobietę, reż. Roger Vadim, 1955.

*

1. www.annielondonderry.com/womenWheels.html

2. www.followthewomen-usa.com

3. www.polskanarowery.pl

4. www.xroads.virginia.edu/~UG02/hendrick/women.html

5 Comments

  1. niesamowite, jaką długą drogę przebył damski rower, żeby osiągnąć dzisiejszą postać. i całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie już życia bez mojego gianta …

  2. Bardzo ciekawy tekst o mało znanym, a przeciez bardzo prawdziwym aspekcie współczesności. Brawo 🙂
    (Jako aktywiście rowerowemu 😉 tematyka nie jest mi obca, niemniej jednak przeczytałem z przyjemnością)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *