Partycypacja i otwartość 12/2013

agnieszka pajączkowska: intro partycypacyjne

Partycypacja oznacza branie w czymś udziału; uczestnictwo, udział. Od niedawna pojęcie to nabrało węższego znaczenia i jest używane dla nazwania praktyk współuczestnictwa, współdecydowania, działań polegających na braniu udziału w procesach mających wpływ (mniej lub bardziej mierzalny) na rzeczywistość, które inicjowane bywają przez władze, organizacje pozarządowe, artystów lub oddolne grupy aktywistów. Zwykle dotyczy lokalnego kontekstu. Najczęściej partycypacja jest kojarzona z działaniami obywatelskimi, sztuką opartą na współpracy (znamienne, że oswojone community i collaborative art coraz częściej zastępowane jest przez participatory art) lub – z konsultacjami społecznymi, które od niedawna przeżywają swój rozkwit w części polskich miast, także w formie budżetów partycypacyjnych uchwalanych dla danych dzielnic.

Taka definicja partycypacji wyłania się z tekstów tworzących nową odsłonę „małej kultury współczesnej”. W naszym cfp: partycypacja i otwartość, zachęcaliśmy do przyjrzenia się różnym formom rozumienia tych dwu pojęć, zależnościom między nimi, a także ich konsekwencjom, kryzysom i wyzwaniom. Autorzy i autorki wzięli na warsztat głównie dwie perspektywy – partycypacji rozumianej jako konsultacje społeczne i partycypacji jako strategii działania artystycznego. Wskazali jednocześnie na liczne aporie i trudności związane z tak rozumianą partycypacją – czy wypracowany wynik jest realizowany? Czy podejmowane tematy dotyczą spraw strategicznych czy fasadowych? Czy temat lub konkretny cel są ważne, czy liczy się samo współbycie w procesie? Czy do procesu partycypacyjnego zaproszony jest każdy/każda? Dlaczego tak wiele osób, mimo zaproszenia, z możliwości współdecydowania nie korzysta? Na ile partycypacja jest formą autentycznego dialogu władzy z obywatelami, a na ile w istocie umacnia sprawowane przez nią rządy? I w końcu – kiedy i w jakim sensie nieuczestniczenie również może być oznaką zaangażowania?

Ostatnie pytanie wskazuje na granice partycypacji, o które można pytać dalej – przykładowo: czy okupacja też jest partycypacją? Czy osoby modlące się w Centrum Sztuki Współczesnej w sali, w której prezentowano pracę Adoracja Jacka Markiewicza, wyraziły wyłącznie sprzeciw, niechęć lub krytykę, czy może w ten sposób wykazały się oddolną inicjatywą mającą znamiona partycypacji w tym sensie, że oznaczającą chęć i potrzebę wpływu na rzeczywistość?

Kolegium Kuratorów miało na ten temat opinię jednoznaczną i w wielu miejscach uzasadnioną: „Mamy wrażenie, że praca artystyczna Jacka Markiewicza stała się w tym wypadku jedynie pretekstem do wystąpień medialnych i próby narzucenia represyjnego modelu relacji publicznych stojącego w sprzeczności z wartościami demokratycznymi”, piszą w oświadczeniu. Partycypacja zwykle (i często bezrefleksyjnie, jak zwraca uwagę Markus Miessen) uważana jest za program pozytywny – a gdyby tak również w partycypacji zobaczyć narzędzie „represyjnego modelu relacji publicznych”? Czy procesy partycypacyjne mają służyć jedynie potwierdzaniu tego, co z perspektywy ciała inicjującego proces, jest rozwiązaniem pozytywnym? Czy partycypacja ma oznaczać zawsze radosne, wspólnotowe doświadczenie oparte na empatii, zaangażowaniu i entuzjazmie? Czy narzędzia partycypacyjne mają z zasady służyć większości, czy jest w nich miejsce na mniej popularne poglądy, głosy i potrzeby? Czy granicą partycypacji jest granica konfliktu?

To jedna z nieoczywistości związanych z partycypacją. Inną, która pojawia się w tekstach tej odsłony, jest pytanie o to, czy musi ona oznaczać działanie nastawione na osiągnięcie celu – inaczej mówiąc, czy musi być skuteczna w wymiernym i mierzalnym sensie. To kryterium znacznie różniłoby partycypację uprawianą w formie konsultacji społecznych (które, gdy udane, doprowadzają do stworzenia konkretnego, wypracowanego w toku wspólnego procesu, ale jednak większościowego rozwiązania) od działań artystycznych, angażujących ciało i zmysły, niekoniecznie deliberatywnych (jak inicjatywy, które w swoim tekście opisuje Maciej Frąckowiak – zapraszające do wspólnego śpiewu, tańca, gry). Ich efekty bywają efemeryczne, nieuchwytne, odsunięte w czasie – polegają raczej na budowaniu zaufania i wrażliwości na to, co najbliższe, lokalne. Są więc wstępem do działań partycypacyjnych, które miałyby przyjść później, czy przeciwnie – ich najgłębszą postacią?

Innym niedawnym przykładem – również warszawskim – ukazującym nieoczywistość i napięcia związane z pojęciem partycypacji, jest spalenie jedenastego listopada Tęczy stojącej na Placu Zbawiciela. Julita Wójcik, autorka instalacji, tworzyła Tęczę jako dzieło wymagające wsparcia i współpracy – powołała Spółdzielnię Rękodzieła Artystycznego „Tęcza”, w ramach której wiele osób tworzyło i instalowało na tęczy kwiaty w ramach wolontariatu. Zarazem – ani sama instalacja, ani jej lokalizacja nie zostały skonsultowane z mieszkańcami miasta. W nieco naiwnym zamierzeniu autorki, Tęcza miała być apolityczna i „po prostu piękna”, została jednak szybko odczytana jako symbol lewicowy, w szczególności związany z ruchem LGBTQ, a w związku z tym – jako ten symbol była wielokrotnie niszczona, w tym trzykrotnie podpalana. Jak żadne inne dzieło sztuki w przestrzeni publicznej, Tęcza budziła emocje, które skłaniały nie tylko do dyskusji, ale do działania – nielegalnego i odwołującego się do przemocy, świadczącego o dużym stopniu zaangażowania w sprawę domniemanie symbolizowaną przez Tęczę. Ostateczne spalenie Tęczy podczas Marszu Niepodległości jedenastego listopada było szeroko komentowane – z jednej (dominującej) strony głośno i zdecydowanie potępiane, z drugiej interpretowane jako słuszny gest nieposłuszeństwa ludzi wobec symboli, z którymi się nie zgadzają. Tuż po zakończeniu zamieszek, równolegle do toczonych dyskusji i formułowanych opinii, rozpoczęło się oddolne działanie – na metalowym szkielecie spalonej instalacji zaczęły pojawiać się żywe kwiaty, wplatane przez mieszkańców na znak protestu wobec zniszczenia tęczy i poparcia dla jej odbudowy. Sytuacja wydaje się patowa – prezydent miasta już ogłosiła, że Tęcza odbudowywana będzie do skutku w geście niezgody na terror chuligańskich wybryków. Jednocześnie nie sposób pominąć faktu, że wiele środowisk i grup – nie tylko skrajnie prawicowych, ale choćby obejmujących część mieszkańców Placu Zbawiciela czy miejskich urbanistów – ma z Tęczą kłopot i nie akceptuje jej: jej lokalizacji, kolorystyki lub sposobu finansowania. Czy to nie powód, aby przeprowadzić wokół instalacji Julity Wójcik społeczne konsultacje, tematem których może być nie tylko sam fakt istnienia (i finansowania z miejskiej kasy) instalacji, ale także na przykład jej lokalizacja? Czy to właśnie oznaczałoby ustąpienie „terrorowi partycypacji”, który – gdyby konsultowane miało być wszystko – sparaliżowałby zarówno system zarządzania miejską przestrzenią, jak i demokrację w ogóle?

To pytanie rodzi kolejne, których podstawą jest nie tylko sensowność procesów partycypacyjnych, ale również warunki i formy ich przeprowadzania, które wymagają dużej dozy społecznego zaufania i dobrej woli wszystkich stron procesu. Tymczasem, gdyby nawet doszło do pomysłu konsultacji (pozwolę sobie na taką fantazję), władze miejskie wyraziłyby pewnie wątpliwość, czy mieszkańcy w ogóle zechcą wziąć udział w proponowanym procesie, zwolennicy Tęczy (pewnie zwykle przychylni konsultacjom społecznym) być może powiedzą, że konsultowanie tego projektu to poddawanie się dyktatowi prawicy, a przeciwnicy prawdopodobnie będą podważali intencje władz twierdząc, że wykorzystuje ona mechanizm konsultacji do zdobycia uzasadnienia dla swojej wcześniejszej politycznej decyzji.

O wątpliwościach z tak rozumianą partycypacją – konsultacjami społecznymi – choć w oparciu o inne przykłady, piszą dwie autorki nowej odsłony. Ewa Majdecka zwraca uwagę na znikomą refleksyjność instytucji i organów władzy promujących proces konsultacyjny jako niepodważalną wartość. Pisze o frustracji uczestników tych nieudanych, jej zdaniem, procesów wynikającej zarówno z ich formy, jak i efektów, czasem nie branych pod uwagę przy podejmowaniu realnych decyzji. Sylwia Chutnik wskazuje ograniczenia procesów konsultacyjnych, do których zapraszani są nie wszyscy/nie wszystkie zainteresowani/ne. Opisuje zjawisko małego zaangażowania w sprawy dotyczące najbliższego otoczenia, przyglądając się realiom życia poszczególnych obywateli i obywatelek. Jako centralne proponuje kwestie zaufania i komunikacji, od których zależy powodzenie partycypacyjnego procesu, a w końcu porusza kwestię nieuczestniczenia jako praktyki pozytywnej. Z kolei Maciej Frąckowiak zaczyna swój tekst od podważenia tradycyjnego rozumienia słowa „partycypacja” i proponuje przyjrzenie się niedeliberatywnym formom współbycia i współtworzenia przestrzeni miejskiej, które nie są nastawione na osiągnięcie konkretnego celu czy wspieranie określonych polityk. Opisuje działania na pograniczu interwencji artystycznych i community arts/animacji kultury – polegające na spontaniczności, tymczasowości, tworzeniu chwilowego doświadczenia wspólnotowego w działaniu. W podobnym duchu, choć o innym typie aktywności pisze Magda Kubecka, która podczas stypendium odbywanego na University of Chicago prowadzi badania związane ze sztuką w przestrzeni publicznej. Zwraca uwagę na modę, którą dostrzega w ofertach i działaniach kilku chicagowskich instytucji kultury, głównie muzeów, polegającą na organizowaniu akcji i przedsięwzięć dotyczących jedzenia – jego wspólnego przyrządzania, produkowania lub spożywania. Operując pojęciem kapitału społecznego, autorka przygląda się, w jaki sposób obecność jedzenia w przestrzeni tak nieoczywistej jak muzeum, sprzyja procesom niezbędnym do zaistnienia partycypacji obywatelskiej. Na koniec proponujemy recenzję książki, która wydaje się ciekawy podsumowaniem rozważań autorów i autorek – Razem. Rytuały, zalety i zasady współpracy to najnowsza propozycja Richarda Senetta, którą dla „małej kultury współczesnej” wnikliwie przeczytał i zrecenzował Filip Konopczyński.

***

Za rozmowy i konsultację serdecznie dziękuję Dorocie Ogrodzkiej.

Zdjęcie: Mateusz Opasiński, ”Tęcza” ma warszawskim placu Zbawiciela, dzień po spaleniu podczas Marszu Niepodległości 2013, http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:T%C4%99cza_na_pl._Zbawiciela_w_Warszawie_(po_%C5%9Awi%C4%99cie_Niepodleg%C5%82o%C5%9Bci)_02.jpg

1 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *