W wyobrażeniach społecznych na temat polskiej wsi wizerunek „wsi spokojnej, wsi wesołej” zdaje się przeważać nad innym, dość silnie ustereotypizowanym obrazem tej przestrzenni jako miejsca rozlicznych problemów społecznych. Według raportu CBOS opublikowanego w 2014 roku, ponad połowa Polaków marzy o życiu na wsi, a przeprowadzka w tereny pozamiejskie kojarzy się z awansem społecznym [Hipsz, 2014].
W pochodzących z różnych obiegów tekstach dostrzec można wiele przykładów wykorzystujących i utrwalających zarówno pozytywny, jak i negatywny obraz polskiej wsi. W kulturze popularnej często wskazuje się na obecność na wsi skrajnej biedy, bezrobocia, alkoholizmu, licznych patologii społecznych, na niskie kompetencje intelektualne mieszkańców wsi i na ich fałszywą religijność. W takim świetle wieś przedstawiają dokumentalne filmy Arizona z 1997 roku (reż. Ewa Borzęcka) i Czekając na sobotę z 2010 roku (reż. Irena i Jerzy Morawscy), a także fabularyzowany, paradokumentalny reality show Chłopaki do wzięcia (2012-2015, reż. Irena i Jerzy Morawscy) czy doceniane dzieła Wojciecha Smarzowskiego Wesele (z 2004 roku) i Dom Zły (z roku 2009), które wielokrotnie już pokazywane na antenie Telewizji Polskiej weszły w obieg kultury popularnej. Z ukrytą ironią i wyższością o mieszkańcach polskiej wsi opowiadał również reality show Rolnik szuka żony (2014). Program mimo wiele negatywnych komentarzy miał bardzo wysoką oglądalność.
Wyobrażania pozytywne na temat polskiej wsi funkcjonują w trochę innym obiegu. Oprócz licznych seriali i filmów telewizyjnych reprezentujących kulturę popularną, które z założenia mają trafić do milionów widzów (wśród nich prym wiedzie oczywiście uwielbiane Ranczo w reżyserii Wojciecha Adamczyka tworzone nieprzerwanie od 2005 roku), wieś gloryfikowana jest poprzez wciąż rozrastające się zjawisko folkloryzmu.
Folkloryzm ma w Polsce dość długą tradycję wyrastającą z zainteresowania kulturą ludową, czerpaniem z niej inspiracji, powstaniem etnografii jako nauki, a także z wychowaniem patriotycznym czy wręcz z utożsamianiem kultury ludowej z kulturą narodową. O początkach folkloryzmu pisze Alina Kopoczek: „już w 1880 r. na wystawie etnograficznej w Kołomyi, podczas której Oskar Kolberg był członkiem komitetu organizacyjnego, wystąpiły zespoły ludowe, specjalnie w tym celu zgromadzone” [Kopoczek 2009: 21].
Obraz kultury ludowej, w którą przez lata inwestowała w sposób ustrukturyzowany i kontrolowany władza Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, czego symbolami stały się instytucje takie jak Cepelia czy liczne Zespoły Pieśni i Tańca, uległ oczywiście wraz z transformacją szeregowi zmian. Folklor, zarówno w sposób spontaniczny, jak i zinstytucjonalizowany, stał się składnikiem zarówno kultury popularnej, jak i kultury elitarnej [Rokosz, 2009: 15]. Liczba festiwali folklorystycznych i teatrów rekonstruujących i inscenizujących dawne ludowe obrzędy i rytuały (takich jak Teatr Lewkowianie z Dokudowa, woj. Lubelskie; Teatr Pogodna Jesień z Moniek Mońki, woj. Podlaskie; Teatr Obrzędowy z Knyszyna, woj. Podlaskie; Teatr Malinki z Orli, woj. Podlaskie; Teatr Kalina z Markuszowa, woj. Lubelskie; Teatr Jakówki z Janowa Podlaskiego, woj. Lubelskie), popularność folkowych kapeli (Jacek Hałas, Kapela Brodów, Gęsty Kożuch Kurzu, Miejskie Darcie Pierza, Same Suki, Kapela ze Wsi Warszawa) oraz designu i mody inspirowanych folklorem mogą jednak wskazywać, że „moda na ludowość” nie gaśnie.
Wydaje się jasne, że to, co prezentują artyści zainteresowani i zainspirowani folklorem, to, co nazywamy folkloryzmem, nie jest autentyczną, współczesną kulturą ludową czy kulturą wsi. Często nie ma z nią nic wspólnego. Co więcej, rozbieżność pomiędzy faktyczną wsią a obrazem przekazywanym przez zjawisko folkloryzmu jest ogromna. Roch Sulima przypomina, że „żadne festiwale folkloru, żadne zespoły folklorystyczne nie mogą być utożsamiane z kulturą ludową w jej organicznej postaci, a więc kulturą rozumianą jako pewien historycznie ukształtowany typ mentalności, organizacji społecznej i sposobu bytowania” [Sulima 2001: 102] – należałoby się więc zastanowić, czy współczesną kulturą ludową nie jest w większym stopniu niż oberek – muzyka disco-polo, taniec dyskotekowy, widowisko prezentacji sprzętu Ochotniczej Straży Pożarnej.
Jednym z efektów niegasnącej mody na folklor było dostrzeżenie w kulturze ludowej potencjału o charakterze marketingowym. Specjaliści zajmujący się promocją, marką i reklamą spostrzegli, że ludowość dobrze się sprzedaje. A ponieważ dla wielu biednych regionów Polski turystyka jest szansą na rozwój, folkloryzm postanowiono wykorzystać przy budowaniu wizerunku regionów. Efekty tego rodzaju działań bywają jednak różne. Te sposoby wykorzystywania i wskrzeszania elementów folkloru mogą nam powiedzieć wiele o napięciach i paradoksach charakterystycznych dla dzisiejszej wsi (i nie tylko).
Przykładem konsekwentnego i wieloletniego tworzenia marki regionu na podstawie tradycji związanej z kulturą ludową jest działanie włodarzy miasta Łowicz i powiatu łowickiego znajdującego się w północnej części województwa łódzkiego. Łowicz bez wątpienia wciąż kojarzy się z folklorem. Za utrwalanie obrazu regionu jako miejsca odznaczającego się wyjątkowo bogatą kulturą ludową współcześnie odpowiadają nie mieszkańcy ani władza centralna, ale Wydział Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miejskiego w Łowiczu. Na jego stronie możemy przeczytać, że:
Łowicz zaliczany jest to miast, które mają swój charakter związany z przywiązaniem mieszkańców do swoich korzeni, do tradycji i swojego miejsca na ziemi. Łowiczanie to ludzie gościnni, dumni z regionu, w którym przyszło im żyć, pielęgnujący rodzimy folklor [Łowicz turystyczny].
Słynny na terenie całego kraju, a także poza nim, tak zwany łowicki pasiak, czyli wzór występujący na strojach ludowych, bez wątpienia przysłużył się do zbudowania marki regionu. Zwłaszcza że międzynarodową sławę zaczął zdobywać jeszcze przed drugą wojną światową. Dziś znane są również łowickie wycinanki i misternie tworzone pająki. Międzynarodową sławą cieszy się rozbudowana procesja organizowana w Łowiczu z okazji Bożego Ciała. Z powodzeniem funkcjonuje tak zwana „Aleja Gwiozd Łowickich”, czyli rząd pomników najbardziej utalentowanych twórców ludowych działających na terenie powiatu łowickiego. W niewielkim mieście istnieje aż sześć często nagradzanych międzynarodowymi trofeami zespołów ludowych. Najsłynniejszy z nich, „Łowiczanie”, ma w swojej ofercie możliwość zorganizowania wesela wedle dawnych zwyczajów łowickich. Na terenie miasta inscenizowane są ludowe zwyczaje i obrzędy oraz organizowane festiwale odwołujące się do obowiązków związanych z pracą na roli, w tym cykliczne „Łowickie Żniwa”. To także w Łowiczu działa największy w Polsce sklep z etnodesignem – Folkstar oraz wypożyczalnia strojów ludowych, które chętnie przywdziewają turyści spoza Polski. W regionie łowickim wciąż tworzą artyści ludowi, ich działalność wspierana jest przez władzę, a gotowe dzieła wystawiane są w licznych muzeach. Można także wziąć udział w procesie twórczym i za opłatą uczestniczyć w warsztatach rękodzielniczych.

Łowicz jako ostoja polskiego folkloru obecny jest w świadomości zbiorowej od bardzo dawna. Tak naprawdę włodarze miasta nigdy nie musieli tworzyć wizerunku miasta. Łowicz był promowany jako ostoja kultury ludowej w okresie PRL-u, to z tego regionu pochodziło wiele produktów sprzedawanych później w Cepeliach. Po zmianie ustrojowej, władze i mieszkańcy, na co dzień nie chodzący przecież w pasiakach, kontynuowali kreowanie wizerunku Łowicza jako kolebki folkloru w przekonaniu, że takie działanie przyniesie im korzyść. Faktycznie, kultura tradycyjna jest w Łowiczu źródłem dochodów, sposobem na zarabianie pieniędzy – napływ turystów pomógł w rozwoju gospodarczym miasta. Na popularyzacji łowickiego folkloru zyskało wielu mieszkańców, zatrudnionych bądź tworzących miejsca pracy potrzebne do obsługi przyjezdnych oraz zapewnieniu im rozrywki. Dziś nie wstydzą się już oni chodzić w trakcie świąt w łowickich pasiakach, a wręcz przeciwnie, identyfikują się z tym, co on oznacza*.
O tym, że turystyka oparta na wyobrażeniach związanych z kulturą ludową jest szansą dla rozwoju ekonomicznego regionu przekonane są władze wielu polskich miejscowości. W całym kraju możemy zaobserwować liczne przykłady zinstytucjonalizowanych działań wskrzeszających folklor w celu promocji regionu. Mają one często charakter przedsięwzięć odgórnych, w których władza (samorządowa, gminna i powiatowa), wykorzystując wiedzę o historii regionu, traktuje społeczność wiejską w sposób instrumentalny, narzucając jej pewną narrację o sobie samej. Współczesna wieś i kultura wsi bywa wtedy odrzucana, sprowadzenia do roli służebnej wobec dawnych zwyczajów, które traktowane są z namaszczeniem i bezrefleksyjnym przekonaniem o ich ogromnej wartości. Nie zawsze jednak mieszkańcy wsi godzą się na pełnienie funkcji spadkobierców tradycji.
Dobrym przykładem miejsca, w którym unikatowy zwyczaj odnaleziony przez etnografkę spotkał się z niemym oporem miejscowej ludności jest powiat bialski. Biała Podlaska to miasto powiatowe w województwie lubelskim, w którym działa Gminny Ośrodek Kultury. Z inicjatywy jego dyrektorki – Bożenny Pawliny-Maksymiuk na terenie powiatu powstał szlak ośmiu Pracowni Ginących Zawodów. Największą chlubą od początku jest Pracownia tkacka, która mieści się w Klubie Kultury we wsi Hrud oddalonej od Białej Podlaskiej o około 10 kilometrów. W wielokrotnie nagradzanej pracowni (między innymi Złotym Medalem „Zasłużony dla Powiatu Bialskiego”) na krosnach tkane są perebory – charakterystyczne pasiaki.
Perebory, czyli ornamenty odzieżowe wykonywane na Podlasiu i Lubelszczyźnie, szczególną popularnością i poważaniem cieszyły się na przełomie XIX i XX wieku. Postrzegano je jako cenne przede wszystkim dlatego, że nie wszystkie gospodynie umiały je wykonać. Miały swoją symbolikę i status. Gdy ubranie się zniszczyło, pereborów nie wyrzucano, a jedynie odpruwano do późniejszego użycia. Tkanie pereborów było kiedyś częścią kultury podlaskiej wsi. Ornamenty wykonywano lokalnie, dla potrzeb społeczności, w której się żyło, by zaspokajać rodzime wymaganie estetyczne, manifestować swój status społeczny, nawiązywać relację z innymi mieszkańcami oraz organizować czas.
Po drugiej wojnie światowej umiejętność tkania pereborów prawie całkowicie zanikła. Już w latach 60. XX wieku ornament traktowany był jako relikt przeszłości. Perebory zaczęły funkcjonować w innymi obiegu, ich autorki wysyłały je na konkursy sztuki ludowej i rękodzielnictwa, a obecność ornamentów zaczęła wymagać specjalnych wzmianek, etnograficznej uwagi i komentarzy takich jak ten:
W latach 80. na konkurs sztuki ludowej południowego Podlasia perebory wykonała Stanisława Baj z Dołhobród. Wkrótce haft o motywach nawiązujących do zdobnictwa sprzed kilkudziesięciu lat tkają także Antonina Waszczeniuk z Dołhobród i Stanisława Kowalewska z Nowego Holeszowa w powiecie włodawskim [Lasota, Frankowska, Popiel – Popielec, 2013].

Tkanie pereborów w drugiej połowie XX wieku nie odbywało się już zatem dla potrzeb lokalnej społeczności, a raczej dla osób badających i fascynujących się kulturą ludową. Tkanie pereborów weszło w zakres zjawiska folkloryzmu – mimo tego, tradycja ich tkania wciąż była żywa. W wieku XXI perebory wzbudziły duże zainteresowanie dyrektorki Gminnego Ośrodka Kultury w Biało-Podlaskiej, Bożenny Pawliny-Maksymiuk. W komunikatach prasowych, licznych wywiadach i opisach Pracowni Ginących Zawodów, spotkać się można z narracją opartą na nostalgii za odchodzącymi czasami mitycznej, polskiej wsi:
na początku lat 90. zaczęłam pracować w Gminnym Ośrodku Kultury w Białej Podlaskiej. I przeraziłam się, że tak niewiele osób interesuje się własnymi korzeniami! (…) Kołowrotki i snowalnie kurzyły się na strychach i po stodołach, niejedne krosna skończyły porąbane w piecu. Zmieniał się też nadbużański krajobraz – znikały chałupy z drewnianą falbanką nad oknem, piach wiejskich dróg nakrywano asfaltem. Dawny świat odchodził w przeszłość. (…) Chciała [Bożenna Pawlina-Maksymiuk] ocalić jak najwięcej. Jeździła, rozpytywała, zbierała stare sprzęty, stroje, tkaniny. Ale to nie przedmioty były najważniejsze [Kaftan].
Idea Pracowni Ginących Zawodów klarowała się następnie dzięki dość pobieżnie przeprowadzonym badaniom terenowym:
[Bożenna Pawlina-Maksymiuk – J.K.] na podstawie wywiadów oraz ankiet wytypowała wsie, gdzie pamięć o tradycji wydawała się najżywsza. W Sitniku znalazła koronczarki, w Worońcu – gospodynie wykonujące kwiaty i ozdoby z bibuły, w Dokudowie – znawców lokalnej gwary. Dzięki ich wiedzy i umiejętnościom w miejscowościach tych miały powstać pracownie ginących zawodów i obyczajów.
Jak zatem obecnie wygląda tkanie perebor? Po pierwsze, przede wszystkim funkcjonuje jedynie w obrębie Pracowni Ginących Zawodów. Odbywa się zatem w warunkach ściśle ustrukturyzowanych. Perebory wykonywane są w przestrzeni publicznej (dom kultury), w ściśle określonym czasie związanym ze zwyczajowo przyjętym czasem pracy. Kobiety tkając znajdują się w sytuacji publicznej, a nie prywatnej. Związek między nimi jest narzucony, „przyjaźń” została skonstruowana. Osobą odpowiedzialną za perebory jest dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury, a nie ich twórczynie. Ich identyfikacja z dziełami jest wskutek tego prawdopodobnie niższa. Instytucjonalizacja, poddanie procesom rynkowym oraz prawu konkurencji sprawiło, że tkanie perebor przestało być czynnością o charakterze twórczym.
Po drugie, wśród kobiet związanych z pracownią, tylko jedna z nich wiedzę o tkaniu perebor uzyskała wedle tradycyjnej ścieżki – to znaczy wyniosła ją z domu. Pozostałe tej czynności nauczyły się od siebie nawzajem. Co ciekawe, czytając liczne reportaże na temat Pracowni można odnieść wręcz odwrotne wrażenie:
Jako pierwszą, w 2001 roku, założono pracownię tkacką w Hrudzie. Marianna Jówko, Zofia Jówko, Marianna Sawczuk po dziesięciu, może kilkunastu latach przerwy znów zasiadły do krosien. Zafurkotały kołowrotki i wrzeciona, zastukały klepaczki do lnu. Niektóre rzeczy musiały odkrywać na nowo. „Nicielnice babcia robiła, ale jak przez sen to pamiętam. Ale wzięłam deseczkę, nici i jakoś doszłyśmy” – śmieje się pani Zofia [Kaftan].
Choć z powyższego fragmentu może wynikać, że zwyczaj tkania perebor był długo praktykowany, uważny czytelnik dostrzeże, że w tekście wspomina się jedynie ogólnie o samym tkaniu, które faktycznie wciąż na terenie powiatu bialskiego bywa praktykowane.
Po trzecie, tkanie pereborów odbywa się obecnie w powiecie bialskim w sposób steatralizowany. Ornamenty są wykonywane w trakcie pokazu, na który należy kupić bilet (szczegółowy cennik znajduje się na stronie internetowej GOK-u). Konwencja teatralna wymusza odpowiednie zachowanie. Turyści na czas prezentacji wchodzą w rolę biernych widzów obserwujących aktywnych artystów. Tkaczki ubrane są w strój ludowy, w trakcie pokazu mówią gwarą, przekrzykują się, plotkują i śpiewają, a zatem powielają pewien schematyczny sposób myślenia o tym, jak wygląda kultura ludowa. Pracownicy GOK-u wykonali szereg działań w celu nadania pereborom szczególnego znaczenia oraz stworzenia narracji pokazującej bliskie związki między pereborami a tożsamością Podlasia. Nie przyniosły one jednak spodziewanego efektu. Możemy zaobserwować szczególny rodzaj oporu mieszkańców powiatu bialskiego wobec tej tradycji. Wyraża się on poprzez milczenie i obojętność wobec działań GOK-u.
O ile faktycznie udało się zainteresować turystów pereborami (a przynajmniej pracownicy GOK-u twierdzą, że odwiedza ich wiele osób zainteresowanych ornamentem), o tyle mieszkańcy dzisiejszego powiatu bialskiego w przeważającej większości nie wiedzą, czym w ogóle jest perebor. Może się to wydać zaskakujące w zestawieniu z kształtowanym przez lokalne instytucje kultury wizerunkiem pereborów jako istotnego elementu tożsamości Podlasia. Mieszkańcy tymczasem w większości w ogóle nie interesują się wznawianiem tej tradycji, jest ona dla nich mało istotna. Studenci etnologii z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, którzy przy współpracy z Polskim Towarzystwem Ludoznawczym w lipcu 2013 przeprowadzali badania na terenie powiatu bialskiego**, komentowali tę sytuację w sposób dowcipny. Na studenckim blogu możemy przeczytać, że:
Czego na pewno nie znajdziesz w Hrudzie? – Pereborów. (…) Jadąc na badania, pełni energii i ciekawi świata, pragnęliśmy dowiedzieć się czegoś o lokalnych technikach tkackich. Ochoczo ruszyliśmy w teren, by po połowie dnia zwątpić w ich istnienie. Od tego czasu, niczym Sherlock Holmes podążamy bielskimi ścieżkami, by rozwiązać zagadkę tajemniczych pereborów [Marta, 2013].
Co ciekawe, w artykule dość szczegółowo opisującym tę wyprawę, który ukazał się w czasopiśmie „Twórczość ludowa” (3-4, 2013) autorstwa Aleksandry Paprot Jak to jest z tym rękodziełem? O badaniach „pereborów” i „snutki golińskiej” realizowanych przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze nie ma żadnej wzmianki na temat rozczarowania studentów [Paprot, 2013: 8-11]. Być może dla autorki tekstu doświadczenie to nie było istotne.
Można zastanowić się nad powodami tego oporu. Należy zacząć od faktu, że zainteresowanie ludowością wśród mieszkańców powiatu bialskiego rzeczywiście istnieje, funkcjonują różne zespoły folklorystyczne, chętnie urządzane są jarmarki i festyny nawiązujące do dawnej kultury wsi. Nie są one jednak przeprowadzane w sposób dokładnie odzwierciedlający niegdysiejsze tradycje. Mieszkańcy powiatu i dyrekcja GOK-u traktują folklor inny sposób. W wielu wypowiedziach dyrektorki odczytać można, oparty na jej etnograficznej władzy-wiedzy, dyskurs konieczności dokładnego rekonstruowania dawnej kultury ludowej:
Pewnego razu stwierdziliśmy, że nasze zespoły obrzędowe i śpiewacze wyglądają fatalnie, że te stroje które zaczęli nosić to są w ogóle w pasmanterii ponaszywane jakieś tam paski, które nie odzwierciedlają ducha i charakteru stroju ludowego, postanowiliśmy stworzyć pracownie na terenie naszej gminy, która będzie prowadziła edukację związaną z nauką pereborów. (…) Staramy się namawiać nasze zespoły, aby szyły stroje zgodnie z tym, jak było, ponieważ w tej chwili jak się jest na dożynkach czy na jakimkolwiek festynie, to po prostu jest dellarte! Przepraszam za określenie. (…) Zamiast zapaski, to jest firanka kupiona z wzorkiem. Nie! Tak nie może być! [Jarzębska]
Działanie związane z zawłaszczaniem pewnych tradycji czy sposobów jej prezentowania staje się rodzajem przemocy, o czym świadczą też mocno nacechowane emocjonalnie, kategoryczne stwierdzenia. Można więc przypuszczać, że skoro dyrektorka w sposób lekceważący odnosi się do działań miejscowej ludności, ci nie wykazują dużego zainteresowania jej aktywnością. Jednak wbrew pozorom trudne kategorie związane z autentycznością folkloryzmu dużo łatwiej byłoby przypisać do działań wykonywanych przez miejscowych niż do usystematyzowanego pomysłu Pracowni Ginących Zawodów. Spontaniczne zachowania mieszkańców powiatu, którzy do tradycji mają podejście nie rekonstrukcyjne, a użytkowe, faktycznie oddaje pewnego ducha wsi, ducha spontaniczności, kolektywizmu i uspójniania elementów pochodzących z różnych porządków. Przykład powiatu bialskiego pokazuje, że wieś uprzedmiatawiana jest nie tylko w rękach specjalistów od marketingu, ale także poprzez działania rekonstruktorów, edukatorów czy animatorów, którzy pozornie „chcą dobrze”, ale nie uwzględniają w swoich planach mieszkańców wsi i ich autentycznej, współczesnej tożsamości.
W działaniach marketingowców i rekonstruktorów tradycja jest ograniczana lub rozszerzana. Określone zwyczaje teatralizuje się poprzez inscenizację zainteresowania rzemiosłem i precyzyjnej wiedzy na temat historii i kultury danego regionu. Wszystko po to, aby nasycić turystów przedstawieniem na temat określonego miejsca na mapie Polski. Tworzony jest produkt na wymiar – spektakl z dobrze określonymi rolami, narracją i fabułą. W określone postawy/charaktery wtłaczani są nie tylko mieszkańcy, ale także przyjezdni, którym na każdym kroku sugeruje się, że powinni być zainteresowani przygotowanym widowiskiem. Tak jak kultura wsi nie ma nic wspólnego z folkloryzmem, tak spektakl o folklorze nie ma nic wspólnego z folklorem.
* Część informacji na podstawie wystąpienia mgr Katarzyny Słomy Współczesna turystyka a utowarowienie łowickiej kultury ludowej, które zostało wygłoszone podczas konferencji Nowe wersje starego. O tradycyjnym folklorze we współczesnym wydaniu, Wrocław 2015.
** Badania te, co paradoksalne, sprawdzały wiedzę na temat pereborów wśród mieszkańców Bielska Białej i okolicznych wsi, a zorganizowano je po to, aby móc zaklasyfikować ten ornament na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości UNESCO.
Bibliografia:
Aleksandra Paprot, Jak to jest z tym rękodziełem? O badaniach „pereborów” i „snutki golińskiej” realizowanych przez Polskie Towarzystko Ludoznawcze, „Polskie Towarzystwo Ludoznawcze” 2013, nr 3-4.
Alina Kopoczek, Muzyczny folklor widowiskowy. Historia i teraźniejszość festiwali folklorystycznych, [w:] Znaczenie i funkcje festiwali folklorystycznych we współczesnej kulturze, red. B. Lewandowska, S. Trebuni-Staszel, Biuro Promocji Zakopanego, Zakopane 2009.
Bartek Kaftan, Snuje się nić, Voyager.pl z 29.05.2014, http://www.voyage.pl/polska/4251/snuje-sie-nic, data dostępu: 23.04.2015
Bożenna Pawlina-Maksymiuk, Kraina pereborem tkana, rozm. przepr. Agnieszka Jarzębska, Eświatowid z 10.10.2013, http://eswiatowid.pl/Aktualno%C5%9Bci/tabid/158/ItemId/37522/Default.aspx, data dostępu: 23.04.2015.
Łowicz turystycznie, Łowicz Turystyczny, http://www.lowiczturystyczny.pl/Trasy-turystyczne,40, data dostępu: 20.04.2015r.
Marta, Perebory w pięciu smakach, Perebory 2013 z 8.07.2013, http://perebory2013.blogspot.com/2013/07/perebory-w-pieciu-smakach-marta-jesli.html,data dostępu: 20.04.2015r.
Natalia Hipsz, Wieś polska – stereotypy, CBOS, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2014/K_004_14.PDF, data dostępu: 20.04.2015r.
Piotr Lasota, Izabela Frankowska, Jakub Popiel – Popielec, Etnografia Lubelszczyzny – rzemiosło: tkactwo, Teatr NN z 13.12.2013, http://teatrnn.pl/leksykon/node/541/etnografia_lubelszczyzny_rzemios%C5%82o_tkactwo, data dostępu: 24.04.2015
Roch Sulima, Głosy tradycji, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2001 [za:] Urszula Janicka-Krzywda, Sceniczna forma obrzędu [w:] Znaczenie i funkcje festiwali folklorystycznych we współczesnej kulturze, red. B. Lewandowska, S. Trebuni-Staszel, Biuro Promocji Zakopanego, Zakopane 2009, s. 102.
Tomasz Rokosz, Od folkloru do folku, Wydawnictwo Akademii Podlaskiej, Siedlce 2009.
joanna kocemba – doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW (Zakład Teatru i Widowisk), współpracuje z Zespołem Animacji Kultury i Teatrem Węgajty.
Poruszyła Pani prawdziwy obraz działań!Jestem mieszkanką pow.bialskiego (Biała Podlaska),samoukiem-folklorystą,animatorką i liderką.Znam też działalność p.Bożenny.Z przerażeniem stwierdziłam,że także trochę podobnie działałam dotychczas.Byłabym wdzięczna gdybym mogła z Panią się skontaktować.Może mogłaby Pani odezwać się na moim facebooku?
Ad. ** – badania nie były przeprowadzane po to, aby element zaklasyfikować na listę UNESCO. Od czasu naszych badań bardzo dużo się zmieniło w Hrudzie, a i nastawienie mieszkańców jest teraz bardzo pozytywne. Oswoili sie z działaniami, co wiecej i okoliczne gminy zaczęły podążać tą drogą. Tutaj więcej o idei badań zorganizowanych przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze: http://apsl.ptl.info.pl/p/badania.html
A w 2016 roku perebory znalazły się na krajowej liście pt. „Perebory – nadbużańskie tradycje tkackie”