Gdy 18 kwietnia 2007 roku, ku powszechnemu zaskoczeniu, Polska i Ukraina zostały ogłoszone gospodarzami turnieju, rozpoczął się szał Euro. Do turnieju pozostało niewiele ponad 200 dni, a my przeszliśmy już wiele faz euroszału. Początkowe niedowierzanie i szok, przeszło w poczucie nieprawdopodobieństwa skierowanego w przyszłość (odbiorą nam czy nie odbiorą?). Zachwytowi nad nieuchronną realnością wydarzenia (powstające stadiony) towarzyszyły mniej słyszalne głosy negujące niemal powszechną dumę z budowniczych (za jaką cenę?, dla kogo?). Niepokój wzbudzają również zdolności logistyczno-transportowe i komunikacyjne (w sensie międzyludzkim). Coraz głośniejsze są dziś pesymistyczne wizje krajobrazu po-Euro, choć do niedawna obrazy przyszłości wbudowane były jedynie w jednorodną wizję postępu (głównie infrastrukturalnego). Coraz wyraźniejszy staje się obraz polsko-ukraińskiej rywalizacji, który zastąpił (domniemaną?, możliwą?) współpracę przy współorganizowaniu turnieju. Coraz silniej w oczy rzuca się izolacja turnieju jako przedsięwzięcia państwowego, instytucjonalnego, od wydarzenia sportowego (i całej sfery sportu, również promocji sportu). Ale także izolacja „Euro2012” jako oficjalnego projektu państwowego (rozumianego przez to państwo jako przedsięwzięcie z dziedziny marketingu i finansów, zarządzania i infrastruktury) od społeczeństwa – nie tyle od kibiców, ile od mieszkańców miast, którzy jako gospodarze będą w Euro2012 uczestniczyć (tymczasem organizatorzy zachowują się tak, jakby chcieli zagranicznych kibiców szczelnie zamknąć w „fanzonach”, poić tam oficjalnym piwem i ustrzec od spotkania z tubylcami), a których codzienne przestrzenie są ze względu na Euro2012 przebudowywane i przekształcane bez pytania ich o zdanie.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=BRi4zhmG9cA&feature=related]
Jednak brak poważnej-słyszalnej debaty o Euro – po co jest ten turniej, komu służy, kto go organizuje, kto za niego płaci i, przede wszystkim, dla kogo to wszystko, kto i w jakim wymiarze (niekoniecznie ekonomicznym) może na nim skorzystać – został nieco przykryty dyskusją o kibicach/„kibolach” (którzy, jak słusznie prorokowali socjologowie, nie obalili rządu Tuska, ponieważ „nienawidzą wszystkich”) oraz epizodami „wrocławskich” aresztowań oczyszczających polską piłkę z wszelkiej patologii („na Euro”, bo wszystko teraz ma być gotowe „na Euro”), ale niesięgających najbardziej skorumpowanych szczytów Związku, który przecież Euro2012 organizuje.
Jednak również niektóre głosy krytyczne wobec Euro2012, wydają się do bólu przewidywalne (tak, wiemy, że jedyną organizacją, która na pewno zarobi na turnieju jest UEFA…) lub wręcz komicznie schematyczne. Sprawy związane z obecnością Euro2012 w życiu społeczeństw miast-gospodarzy okazują się tymczasem bardzo złożone. Na przykład, podczas ciekawej debaty stanowiącej jedno z wydarzeń Warszawy w budowie (zob. zapis debaty), jedna z uczestniczek panelu zaprezentowała krytyczne ujęcie przemian na warszawskiej Pradze i oskarżyła Stadion Narodowy (wspólnie z kompleksem Soho Factory…) o wspieranie procesu gentryfikacji. Nawet jeśli ogólna diagnoza nie musi być fałszywa (stadion ma przecież zmienić się w biurowiec), wydaje się ona prostą kopią rozpoznań londyńskich (o przemianach przestrzeni Londynu w związku z Igrzyskami napisze u nas Weronika Plińska), nieuwzględniającą specyfiki miejsca i faktów… Prelegentka bowiem, myląc za chwilę „otwarcie stadionu” z „dniem otwartym na budowie stadionu”, skarżyła się, że ludzie chodzili sobie po stadionie i nie było, żadnych fajerwerków, ani występu Shakiry, jak w Kijowie… Więc chcemy, by stadion należał do mieszkańców dzielnicy, czy nie, bo jego obecność jest zła sama w sobie? Agata Pyzik dodawała również, że tamten dzień (opisywany przez nią jako dzień chaosu) to najpewniej jedyna szansa, by mieszkańcy Pragi zjawili się na tym stadionie, ponieważ nigdy później już nie będzie ich stać na bilety. Owszem, ceny biletów to poważny problem, ale to również element aktualnej dyskusji – Warszawa, Wrocław, Gdańsk, Poznań i inne miasta nie muszą pójść drogą Londynu! Bilety na stadiony nie muszą (jak to się dzieje powoli na Stadionie Legii) ani tak radykalnie dzielić kibiców według zasobności portfela, ani wykluczać niektórych grup społecznych z dostępu do widowiska. Zarówno klubowi, jak i reprezentacyjni kibice już nieraz, rezygnując wspólnie z udziału w zbyt drogim widowisku, zdołali wymusić obniżenie cen wejściówek. Wielkie stadiony po Euro2012 trzeba będzie zapełniać i nie rozstrzygnęło się jeszcze na szczęście to, czy zapełni je 5 tysięcy zamożnych kibiców, czy 40 tysięcy płacących za bilety sumy stosunkowo niewielkie. Być może podczas Euro2012 stadiony będą jak w soczewce pokazywać podziały klasowe, ale po Euro2012 nie musi tak być.
Dodatkowo, „dni otwarte” na budowanych stadionach pokazały, że niezależnie od informacyjnej blokady (gdzie są plany transportu i przekształceń miast na czas Euro2012?!) i niedostrzegania aspektu społecznego przez organizatorów Euro2012, ludzie na prawdę żyją mistrzostwami i stadionami – Warszawska Praga, jak się wydaje lubi swój stadion (stadion odgrodzony płotem, jak się wydaje, nie przepada za Pragą, ale akurat w „dniu otwartym” zaprosił ich do siebie i przyszli). W przypadku Warszawy, której stadion – przeskalowany biało-czerwony namiot cyrkowy, oceniany jest przez krytyków architektury jako prymitywne i dosłowne przeniesienie patriotyzmu (ze skłonnością do nacjonalizmu) z pola narodowych symboli (flaga) na pole architektury i krajobrazu, rodzą się dodatkowe sporne kwestie tym bardziej zachęcające do debaty społecznej. Stadion bowiem przez dużą część społeczeństwa jest odbierany pozytywnie, jest źródłem dumy i świadectwem w sposób nowoczesny rozumianej modernizacji. Zjawiska te sprawiają, że jak najbardziej potrzebna krytyka lokalizacji stadionu na miejscu jedynej widzialnej wielokulturowej przestrzeni Warszawy, przestrzeni oddolnego radzenia sobie z odgórnymi prawami kapitalizmu, jaką był Jarmark Europa (o ironio zastąpiony areną Euro), musi się również zmierzyć z pytaniem o rzeczywisty odbiór tej wymiany przez mieszkańców (jednym słowem: czy mieszkańcom Pragi brakuje wielokulturowego bazaru i dlaczego nie…).
Oficjalne wideo z dnia otwartego na Stadionie Narodowym:
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=n3Z975t4aVA]
Stadiony w Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu i Warszawie to widoczne i trwałe rezultaty projektu Euro2012, ale okazać się one mogą najmniej istotnymi (i najmniej trwałymi – jeśli któryś z nich skończy jak niektóre zbudowane na Euro2004 stadiony portugalskie). Euro2012 mogłoby być ważnym wydarzeniem społecznym, które należy oceniać nie w kategoriach zewnętrznej promocji (jak wypadniemy w oczach Europy), ale relacji międzyludzkich (wspólnot i środowisk lokalnych, konstrukcji narodu i społeczeństwa polskiego, relacji z kibicami innych państw), oraz samych sposobów jego realizowania i konceptualizacji – Euro2012 jako wydarzenie zostanie w pewien sposób przeżyte i odebrane, warto więc pytać: do czego komu posłuży Euro? Co kto weń wpisze? Lub co z niego wyczyta?
Rozgrywane w tym samym roku Igrzyska Olimpijskie „Londyn2012” stały się w Wielkiej Brytanii czasów kryzysu ekonomicznego i społecznych niepokojów miejskich kłującym w oczy symbolem bezczelności i wystawności oficjalnej władzy. Starchitekci i ich projekty, „londyńskie” ceny biletów na zawody olimpijskie i rosnące ponad miarę koszty realizacji imprezy, która konkurować musi (?) z igrzyskami chińskimi (Pekin 2008) i rosyjskimi (Soczi 2014), stały się dziś najwyraźniej widoczną twarzą projektu „Londyn2012”, a retoryka postępu (architektura) i „szlachetności” olimpijskiego sportu przestała przykrywać liczby i pytania – kto za to płaci i komu to służy? Obserwacje te z kolei prowokują „bluźniercze” dociekania, których w Polsce niemal nikt nie podjął: czy nie lepiej byłoby bez Euro2012? Czy ta impreza nie zaszkodzi polskiemu społeczeństwu? Jakie społeczne koszty ponieśliśmy i jeszcze poniesiemy? Kto na Euro2012 stracił, by można było zbudować stadion „Narodowy”?
Zachęcamy do spojrzenia na Euro2012 i na euroszał jako na katalizatory społecznych potrzeb, nadziei, przesądów i konfliktów. Zachęcamy do prezentowania krytycznego oglądu tak z pozoru neutralnego (i trywialnego) tematu, jak piłka i piłkarskie zawody. Język piłkarski (męski język piłkarski) splata się od lat z językiem polityki, ale polityczność piłki nożnej ma wiele wymiarów, które politykom rzadko (przynajmniej w tym kontekście) wydają się istotne. Konteksty klasowe, genderowe, etniczne, rasowe, ekonomiczne, urbanistyczne futbolu i Wydarzenia Euro2012, ale też szanse, nadzieje, społeczny potencjał imprezy i towarzyszących jej procesów (stadiony, orliki, turystyka, transport i komunikacja, sport, ideologia sportu) – to tematy, które, pozornie obok Euro, w rzeczywistości znajdują się w samym jego centrum.
Temat obrzeży i centrów Euro2012 okazał się wyjątkowym wyzwaniem. Między innymi dzięki współpracy z twórcami Projektu Społecznego 2012 możemy zaprezentować obszerny i różnorodny zestaw tekstów, które w ciągu najbliższych dziesięciu dni stopniowo pojawiać się będą na blogu mkw. Zdajemy sobie sprawę z niemożliwości wyczerpania kontekstów, wielości i różnorodności problemów nieporuszonych lub zaledwie dotkniętych. Nie prezentujemy również spójnego stanowiska w sprawie Euro i towarzyszących mu wydarzeń i przemian. Zachęcamy do dyskusji.
Na początek Piotr Kubkowski opowiada o narodowych reprezentacjach, ich niejasnym statucie i tym, na co możemy sobie pozwolić, gdy grają „nasi chłopcy”. Renata Włoch z Projektu Społecznego 2012 prezentuje i komentuje zaskakujące wyniki badań dotyczących oczekiwań wiązanych z turniejem. Aleksandra Gołdys (PS2012) odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie wygramy Euro2012, szuka w niedocenieniu kapitału sportowego, braku spójnej wizji sportu rozumianego jako sfera życia społeczeństwa polskiego (a nie jedynie widowisko organizowane dla zawodowców). Łukasz Smolarow, kulturoznawca i trener piłkarski, przedstawia wnioski z inspekcji Orlików, otwierając dwugłos o wykluczeniu z tych przestrzeni pewnych grup i zachowań. Magda Szcześniak dobitnie uzupełnia te diagnozy apelem „dziewczyny na orliki”, przypominając nam jeszcze raz o silnym – genderowym – zideologizowaniu nie tylko polskiego sportu.
W kolejnych tekstach – pojawiających się co kilka dni – Weronika Plińska opisuje niejednoznaczności związane z oceną przemian przestrzeni Londynu w związku z Igrzyskami Olimpijskimi; Adam Robiński opowiada o polskich przygodach włoskich dziennikarzy; Lidia Klein uwzględniając specyfikę stadionowej architektury opisuje i ocenia nowe stadiony wybudowane na Euro2012, a Agata Dembek z Projektu Społecznego 2012 rozważa, jakie mogą być trwałe społeczne pozostałości Euro. Dodatkowo szwajcarscy artyści z Mediengruppe Bitnik! opowiadają o tym, jak Euro2008 zmieniło ich miasta, ostrzegając nas przed niebezpieczeństwami związanymi z zacieśnieniem kontroli, nadzoru i rejonizacji miast „na Euro”…
Dziękujemy wszystkim autorkom i autorom. Szczególne podziękowania należą się twórcom Projektu Społecznego 2012.
Zapraszamy do lektury!
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,10882820,Na_Euro_reklamy_zaslonia_Zamek_Krolewski_i_Starowke_.html
http://kulturaliberalna.pl/2011/01/11/kusiak-euro-2012-nie-dla-idiotow/
Joanna Kusiak, ciekawie o Euro, już dawno temu.