Codzienność 12/2015

monika rawska: dyktatura zwykłego życia. o przemianie codzienności w manifest

W miesięczniku „Glamour” znajduje się dział Generacja, w którym diagnozowane są przez autorów relatywnie marginalne zjawiska społeczne, z entuzjazmem i naiwnością godną utopistów wierzących w możliwość globalnych przemian. Intrygujący jest zwłaszcza sposób, w jaki wydawcy wysokonakładowej prasy maskują swoje intencje, w dużej mierze manipulując czytelniczkami i pielęgnując w nich postawę konsumpcyjną, a jednocześnie czerpiąc zysk z reklam szerokiej gamy produktów upiększających. Przyjęcie tonu indywidualistycznego, mającego stanowić inspirację dla lepszego życia, „podkreślanie dążeń i możliwości ich realizowania” – jak komentowała w Micie urody Naomi Wolf [Wolf 2014: 100] – doskonale wpisuje się we współczesną kulturę indywidualizmu, wnikliwie opisaną przez Małgorzatę Jacyno [Jacyno 2007]. „Pełne życie” – idea, która w efekcie bardziej tyranizuje niż wyzwala – to część składowa etosu „nowej klasy średniej”, stająca się właściwie formą pracy nad sobą. Tak jak „dbanie o siebie”, wyrastające z utopii higieniczności, może być narzędziem nacisku i osłabiania politycznego potencjału czytelniczek poprzez angażowanie ich w niekończącą się drogę ku fizycznej doskonałości, tak i chęć „realizowania najlepszej wersji siebie”, ufundowana na kulturze terapeutycznej (dziś w wydaniu pop-psychologii i coachingu), staje się źródłem permanentnego niezadowolenia z siebie. „Cierpienie współczesnego pacjenta to cierpienie związane z niepewnością, kim mógłby być i jakie są jego możliwości” – konstatuje Jacyno, rekonstruując zmianę, jaka nastąpiła wśród pacjentów psychoterapii [Jacyno 2007: 105], a która ujawniła nowe oblicze kultury indywidualizmu w tak wyraźny sposób manifestowanej w prasie kolorowej. W ramach demokratyzacji rynku prasowego, coraz częściej szeroko dostępne stają się niszowe publikacje, które w znaczący sposób różnią się w wymiarze estetycznym od czasopism „głównego nurtu”. Warto jednak zastanowić się, czy poza materialną różnicą ich obraz rzeczywistości jest bliższy codziennemu doświadczeniu ich czytelnika.

„Glamour” w numerze z kwietnia 2014 roku nawołuje: „Wyluzuj, dziewczyno!”, a następujący po tytule artykułu lead wyjaśnia: „Nie musisz już kontrolować całego swojego życia, zawsze świetnie wyglądać i mieć faceta, który wpisuje się w ten obrazek. Witaj w epoce «low control»!” [Szewczyk 2014: 72]. Jak łatwo się domyślić, chodzi o „wyzwolenie się spod presji dbania o swój wizerunek przez 24 godziny na dobę”.

Coraz więcej kobiet zamiast nieustannie debatować o tym, jak bardzo są fit, jakie jedzą proteiny i jaką jogę uprawiają (zauważyłaś, że np. Jennifer Aniston od lat mówi w wywiadach tylko o tym?) wolą zajmować się czymś kreatywnym i mówić o sprawach bardziej profesjonalnych, np. o swojej pracy. Chcą być traktowane poważnie. Postrzegane jako osoby, które mają coś ważnego do powiedzenia, a nie jak słodkie idiotki, które znają się tylko na dietach [Szewczyk 2014: 73].

Warto sobie zatem odpuścić – tak jak współczesne hollywoodzkie gwiazdy: Jennifer Lawrence, Kirsten Stewart czy Scarlett Johansson, które – rzekomo – nie kreują przesadnie swojego wizerunku. Skoro bohaterki pierwszych stron gazet nie czują imperatywu, by być doskonałe, również przeciętna czytelniczka skupiona na autoprezentacji na portalach społecznościowych, nie musi być idealna – liczy się bowiem bycie sobą i pokazywanie się „nie zawsze z najlepszej, ale za to z najprawdziwszej strony” [Szewczyk 2014: 74]. Autokreacja w internecie – głównie na portalach Facebook i Instagram – staje się w „Glamour” synekdochą cywilizacji i wielkomiejskiego życia. Magazyn zdaje się pozytywnie waloryzować odpoczynek, czy nawet ucieczkę, od nowoczesnych technologii, chociaż w każdym numerze znajduje się jedna strona zatytułowana instaGLAM z dziewięcioma instagramowymi zdjęciami, przedstawiającymi a to któregoś z członków redakcji, a to persony ze świata mody; również felietony Z bloga i Vogue’a Jessiki Mercedes Kirchner są nimi okraszone.

lake-480472-2

W podobnej retoryce utrzymany został tekst Wieś all inclusive, którego cztery bohaterki zdecydowały się na  przeprowadzkę na wieś, albo na podzielenie swojego czasu w ciągu roku pomiędzy miasto i wieś. „Z sielskiej wiejskiej perspektywy te charakterystyczne, zwłaszcza dla Warszawy, problemy pierwszego świata tracą na znaczeniu” [Kucińska 2014: 44] i choć taka przeprowadzka ma swoje ciemne strony, cytowane w artykule kobiety skupiają się na pozytywach – na możliwości spotkania z naturą i na powolnym rytmie życia, który pozwala człowiekowi nawiązać kontakt z samym sobą. Artykuł mimo z pozoru wzmacniającego tonu, opisuje jednak scenariusz dostępny nie dla każdego. Przytaczane biografie są ubarwiane takimi wydarzeniami jak prowadzenie kawiarni dla surferów w Kornwalii [Kucińska 2014: 47] czy nietypowymi zajęciami stanowiącymi źródło utrzymania – np. pieczeniem ciast i tortów na zamówienia oraz przerabianiem w małej rodzinnej firmie starych szafek nocnych na zabawkowe kuchenki dla dzieci [Kucińska 2014: 48]. Bohaterki miały wystarczające środki finansowe by kupić ziemię, a także stuletnie domy, w dodatku część z nich wciąż pracuje w Warszawie lub przez internet prowadzi własne firmy. Bohaterki artykułu nie były więc w stanie całkowicie uciec od udogodnień cywilizacji, a jego czytelniczkom trudno jest się z nimi porównywać.

Warto również wspomnieć o artykule opublikowanym w czasopiśmie „Grazia” (nr 20/2014), w którym rozdźwięk między warstwą deklaratywną tekstu a kontekstem całego magazynu jest najbardziej wyraźny. Periodyk jest – podobnie jak „Glamour” – pismem na zagranicznej licencji, w tym wypadku włoskiej, a jego nazwę można przetłumaczyć jako „łaska”, „powab”. W 2014 roku „Grazia” była jeszcze dwutygodnikiem, który starał się pozytywnie wyróżnić na tle podobnie targetowanych pism („Show”, „Party” i „Flesz”). Głównie za sprawą nieco mniej krzykliwej szaty graficznej, ale również doboru artykułów, na które składały się pogłębione wywiady z gwiazdami, rzetelnie wyprodukowane sesje zdjęciowe oraz reklamy produktów z wyższej półki. W numerze z drugiego października ukazał się tekst zatytułowany Oszczędzanie jest trendy, zaczynający się słowami: „Zamożne Polki mówią dziś: mniej znaczy więcej. Dawne zapalone konsumentki praktykują dziś minimalizm. Oszczędzają nie zawsze dlatego, że muszą. One po prostu tego chcą!” [Drosio-Czaplińska 2014: 53]. Bohaterkami artykułu były trzy kobiety, które porzuciły swoje kompulsywne nawyki konsumpcyjne, skłaniając się w stronę bardziej świadomego i oszczędnego życia – zrezygnowały z części luksusów takich jak jadanie w restauracjach, drogie ubrania i dizajnerskie meble.

32-letnia Natasza konstatuje:

Zobaczyłam, jak wkręcałam się w filozofię marek, które bazują na tym, że ludzie są niezadowoleni i nienasyceni. Wtedy można im wcisnąć wszystko, przekonując, że poczują się lepiej. Zdałam sobie sprawę, że żadna kolejna lampa czy krzesło nie uczynią mnie szczęśliwszą (…). Kobiety myślą, że jeśli wklepią w twarz kilogramy drogich kremów, to nie będą stare. Na ich nadziejach i mrzonkach korporacje kosmetyczne zbiły fortuny [Drosio-Czaplińska 2014: 54-55].

Każda z nich uświadomiła sobie dość niespodziewanie, że jej życie pod fasadą dobrobytu jest tak naprawdę pozbawione większej wartości, a dominującym uczuciem jest zmęczenie i lęk przed utratą intratnych posad. Tekst jest uzupełniony słownikiem terminów, takich jak freeganizm („ruch polegający na wybieraniu ze śmietników produktów, których termin ważności już minął, ale nadają się do jedzenia”), downshifting („trend polegający na kupowaniu tylko potrzebnych rzeczy, rezygnacji z kariery, jeżeli zabiera zbyt dużo czasu, i poświęcanie go rodzinie oraz budowaniu relacji z ludźmi”), work-life balance („idea przekonująca do równowagi między pracą a życiem osobistym. Odpowiedź na pracoholizm i wypalenie zawodowe”) czy kooperatywa spożywcza [Drosio-Czaplińska 2014: 55]. W tym samym numerze ostatnich 19 stron zajmują kupony rabatowe do sklepów (w przeważającej ilości to zniżki na zakup odzieży i kosmetyków).

Przywołane wyżej przykłady ujawniają niedopasowanie zawartości artykułów względem ogólnej treści czasopism. Traktując o zjawiskach, w których istotne są inne wartości niż konsumpcja masowo wytwarzanych produktów, usytuowane są w obrębie tytułów prasowych wydawanych w ilościach masowych, koncentrujących się nie tylko na sprzedaży reklamowanych produktów, ale również konkretnego stylu życia, który daleki jest od slow life. Dodatkowo, szata graficzna obu czasopism jest bardzo dynamiczna, nasycona kolorami, z mocno zróżnicowanymi krojami pisma i wielołamowym składem. Dotyczy to również artykułów traktujących o świadomym minimalizmie i rezygnacji z toczącego się w szybkim tempie, powierzchownego życia. Zwłaszcza „Glamour” ze swoją estetyką kolażu przywodzącą na myśl strony internetowe, takie jak Tumblr, wypada osobliwie. Zawłaszczenie opisywanych zjawisk przez mainstreamowe media natychmiast redukuje je jedynie do stylu życia – pozbawionego przy tym jakiegokolwiek potencjału politycznego – a nawet swoistej fanaberii. Przykłady obu czasopisma dobrze unaoczniają spostrzeżenia Jacyno, że „kult natury, naturalności i naturalnego życia idzie tu jednak w parze z niesłychaną determinacją w walce z naturalnymi koniecznościami” [Jacyno 2007: 95].

Opisane w obu czasopismach dość marginalne zjawiska społeczne i trendy kulturowe stanowią natomiast oś zainteresowania magazynów, które pojawiły się na polskim rynku relatywnie niedawno. Ich dyskretne i wysmakowane okładki wyraźnie manifestują swoją obecność na półkach w Empiku, wyróżniając się zarówno jakością papieru, która idzie w parze z ciekawymi rozwiązaniami graficznymi, jak i ceną. Fakt, że jedno z nich kierowane jest do kobiet, a drugie do mężczyzn (konkretnie – do świadomych ojców) to jedynie pozorna różnica, bo nawet pobieżne przejrzenie obu kwartalników ujawnia więcej cech wspólnych niż rozbieżności – mowa tutaj o „Magazynie Usta” i „Fathers”.

„Fathers” to, jak informuje strona internetowa pisma,

połączenie książki i magazynu. To polski koncept, wydawany w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. Wydawnictwo zostało stworzone zgodnie z ideą «slow journalism». Wypełnione ponadczasowymi treściami, dotykającymi obszarów świadomego ojcostwa, kultury, podróży i stylu życia. Wizualna strona mocno wyróżnia projekt spośród innych magazynów. Przygotowywane specjalnie dla nas sesje zdjęciowe i ilustracje doskonale uzupełniają obszerne teksty – wywiady, reportaże, eseje i felietony [Magazyn].

To najmłodsze z analizowanych czasopism – powstało w 2015 roku i do tej pory ukazały się jego trzy numery. Osią każdego z nich są wywiady z mężczyznami-ojcami. W numerze 3/2015 jest ich pięć. Redaktor naczelna Ania Czajkowska we Wstępie konstatuje, iż „odpowiedzialność za czyjeś życie na pewno stymuluje do uważności, a uważność i uczciwe przyjrzenie się sobie zazwyczaj prowadzi do refleksji, że nie wszystko działa tak, jak powinno” [Czajkowska 2015a: 3]. Wyznacza to kierunek ideowy dla całego magazynu, celebrującego uważne życie i odwagę, by wprowadzać w nie zmiany. Bohaterami numeru są: James Gallagher – artysta tworzący kolaże (zaczął się nimi zajmować ponieważ opiekował się dzieckiem i nie mógł wychodzić z domu po potrzebne do tworzenia ilustracji materiały); Robin Alderton – muzyk awangardowego folkowego zespołu Dead Rat Orchestra (jego żona Polly jest fotografką i to jej zdjęciami opatrzony jest wywiad); Matas Petrikas – projektant i producent drewnianych zabawek Avakai; David Moltz – niegdyś muzyk, teraz założyciel D. S. & Durga, firmy perfumeryjnej, w której jest odpowiedzialny za receptury perfum, a jego żona Kavi, architektka, za oprawę wizualną; Miki Dedijer – były dziennikarz, farmer z wyboru i twórca społeczności Natural Dads. Biografie mężczyzn, wzbogacone subtelnymi zdjęciami utrzymanymi w chłodnej kolorystyce, mogą stać się dla czytelnikówrównie egzotyczne jak artykuł o tym, czym dla kenijskich mężczyzn jest ojcostwo czy reportaż poświęcony tradycji Saca de las Yeguas w andaluzyjskiej wiosce Almonte.

person-731280_1920

W dzisiejszym świecie mamy niemal nieograniczone możliwości, ale jednocześnie wpaja się nam, że tylko podążanie konkretną ścieżką przyniesie nam radość z życia, sukces zawodowy i spełnienie. Że istnieje jedna właściwa droga. Takie podejście nie zostawia zbyt wiele swobody i miejsca na eksperymenty czy zabawę. Szybko wmawiamy sobie, że każda praca, której się poświęcamy, ma wartość i sens, jednocześnie paraliżuje nas strach przed zmianą i popełnianiem błędów. To powoduje, że trzymamy się jednego scenariusza i uczymy nasze dzieci podobnej postawy. Uczymy je również, że czas jest zbyt cenny, by go marnować, że tylko przeznaczając nasz czas na ciężką pracę, wykorzystujemy go właściwie, a zabawa nie jest niczym innym jak tylko jego stratą. Matas postanowił przeciwstawić się tej dychotomii: porzucił swoją pracę, żeby poświęcić się promowaniu nieskrępowanej zabawy. A konkretnie: założył firmę produkującą zabawki [Czajkowska 2015b: 37].

Od takiego wprowadzenia rozpoczyna się wywiad ze wspomnianym już założycielem firmy Avakai. Słowa te przywodzą na myśl analizy amerykańskiego socjologa Charlesa Wrighta Millsa przedstawione w książce Białe kołnierzyki. Amerykańskie klasy średnie, w której dokonał wnikliwej analizy amerykańskiego społeczeństwa pierwszej połowy dwudziestego wieku (pierwsze wydanie pracy ukazało się w 1951 roku). Jego obserwacje są w duże mierze wciąż aktualne i użyteczne w interpretowaniu współczesnych zjawisk. Zauważył on mianowicie wyraźny rozdźwięk pomiędzy pracą a życiem. Ta pierwsza staje się często jedynie środkiem utrzymania domu, który „w dawnym modelu pracy rzemieślniczej, przed rewolucją przemysłową” stanowił jedność z rodziną, pracą i warsztatem [Wright Mills1965: 388-391].

Alienacja pracy oznacza, że najbardziej wydajny okres życia poświęca się na zarabianie pieniędzy, za które się „żyje”. Alienacja oznacza znużenie, udaremnia twórczy wysiłek człowieka. Ludzie muszą szukać wszelkich wartości, jakie mają dla nich znaczenie, poza pracą, a w pracy muszą być poważni: nie wolno im się śmiać, śpiewać, nawet rozmawiać, muszą zachowywać posłuszeństwo wobec reguł i nie „bezcześcić fetysza przedsiębiorstwa”. Krótko mówiąc, muszą być poważni i dostojni wobec czegoś, co nie ma dla nich żadnego sensu, co więcej, muszą się tak zachowywać przez cały najlepszy okres swego życia. Czas wypoczynku stał się więc porą niefrasobliwej swobody po namaszczonej powagą pracy [Wright Mills 1965: 389].

Wyłania się z tego obraz osobowości człowieka rozdartego pomiędzy codziennością pracy i odświętnością wypoczynku. „Praca utraciła wszelki sens wewnętrzny”, a jej główną podbudową jest „pewne niejasne przekonanie, rodzaj podskórnego nurtu protestantyzmu, który wszedł do laickiej konwencji – «człowiek winien zarabiać na własne utrzymanie»” [Wright Mills 1965: 380]. Autor nie twierdzi bynajmniej, że praca nie daje człowiekowi żadnej satysfakcji, jednak to, co jest źródłem zadowolenia jak osiągane dochody, status czy władza wynikające z zajmowanego stanowiska, nie mają nic wspólnego z „ideałem dobrej roboty”, który stanowi główny przedstawiany kontrprzykład.

Niczym Rousseau opisujący pierwotny stan natury, Wright Mills odmalowuje przed czytelnikiem obraz idealnego modelu rzemiosła, w którym całą uwagę przywiązuje się do kunsztu wykonania. Między rzemieślnikiem i tworzonym przez niego obiektem od samego początku istnieje szczególna, wewnętrzna więź „wykraczająca poza prosty prawny stosunek własności, sprawiający, że rzemieślnik spontanicznie, nawet namiętnie pragnie pracować”. Znając już u zarania ostateczny kształt wykonywanego przedmiotu samo wytwarzanie, przebywanie kolejnych etapów, przepaja wytwórcę radością i satysfakcją tym większą, im więcej trudności należy pokonać w procesie tworzenia. Będąc pomysłodawcą i właścicielem swojego dzieła, jest on odpowiedzialny jedynie przed samym sobą – „swobodnie rozpoczyna pracę według własnego planu, (…) może dowolnie zmieniać formę i sposób w jaki tworzy”.

Zdaniem Millsa praca służy rozwijaniu własnej natury, „jest wyrazem i manifestacją wobec świata”. Efekt wewnętrznej potrzeby wytwarzania splata się z tworzeniem „zewnętrznych wartości”, „praca jest poematem działania”, nie ma w niej „rozdźwięku pomiędzy pracą i zabawą, pracą i kulturą”. Wreszcie „praca rzemieślnika jest dlań źródłem życia, jakie jest mu jedynie znane; nie ma dlań czegoś takiego, jak ucieczka od pracy ku oddzielnej dziedzinie rozrywki”. Nie oznacza to, że wytwórca nie zaznaje odpoczynku, jest on jednak jedynie momentem fizycznego odprężenia, koniecznego, „by mógł zachować swoją indywidualność w pracy”. Zrekonstruowany tu pokrótce model nosi oczywiście znamiona sentymentalizowania rzemieślnictwa, które już w czasach Millsa zostało w dużej mierze zredukowane do roli hobby, czy wręcz wypoczynku [Wright Mills 1965: 366-371].

„Demiurg zarządzania stale podsyca te wszystkie tendencje: mechanizację, coraz bardziej drobiazgowy podział pracy”, a zatrudniony często nie identyfikuje się ze swoim pracodawcą ani z wykonywaną przez siebie pracą, niedającą mu możliwości wyrażenia siebie, przełamania rutyny. Odejście od intelektualnego aspektu wytwórstwa prowadzi do upadku „wzoru kunsztu” [Wright Mills 1965: 374-377]. Choć Wright Mills uważał, że świadomość ta nie przeniknęła jeszcze do umysłów robotników i urzędników nieodczuwających braku dawnego wzoru, co mogłoby być symptomem kryzysu, wydaje się, iż siedemdziesiąt lat później impas ten jest widoczny. Jego przykłady znajdziemy w formie i treści przywołanych czasopism. Po pierwsze, można dostrzec chęć manifestowania odmiennych wzorców w materialnej warstwie niszowych pism. „Fathers” stanowi przykład solidnej typograficznej pracy – z artykułami, które tak jak w publikacjach książkowych, zawsze zaczynają się na stronie nieparzystej, z wąskim, dwułamowym składem, który nie wymaga justowania tekstu, z dobrej jakości kremowym papierem, nielakierowaną okładką z wytłoczonym tytułem oraz imitacją wyklejki, minimalistycznymi zdjęciami i interesującymi ilustracjami. Drugi badany periodyk, to „Usta”, z podtytułem – „jemy, mówimy, całujemy”, który ujawnia deklarowany zakres tematyczny. W dziale O nas redakcja informuje:

Magazyn USTA to nowoczesny magazyn kulturalno-kulinarny tworzony przez najlepszych dziennikarzy, fotografów i grafików. Nowa jakość na polskim rynku prasy. Najlepsi dziennikarze, fotografowie, ilustratorzy. Opowiadamy o przyjemnościach, które dają nam USTA [O nas 2015].

Tematem siódmego numeru pisma jest herbata, napój, którego – zdaniem autorów i autorek – pełnego potencjału Polacy jeszcze nie odkryli. Kolejne artykuły to historia herbaty, atlas jej rodzajów wzbogacony ilustracjami wystylizowanymi na ryciny, materiał o polskich herbaciarniach, sesja zdjęciowa, w której biorą udział herbaciani prosumenci i prosumentki: fotografka ćwicząca jogę (pije anyżowy napar z kwiatem lipy, liśćmi melisy i pokrzywy w kubku naśladującym te doskonale znane ze stołówek szkolnych); fotograf, który – jak zapewnia – lubi życie (z japońskiej filiżanki wyprodukowanej w Kutani Factory popija fermentowaną i wędzoną herbatę); gospodyni domowa i ogrodniczka mieszkająca na wsi (pije darjeeling z płatkami róży z własnego ogrodu). Jest również wywiad z Andrzejem Bero – artystą-rzemieślnikiem wytwarzającym ceramikę, zajmującym się głównie „sztuką herbaty”, tekst poświęcony naparom z ziół, przepisy na herbaciane desery oraz opis sprzętu potrzebnego do parzenia.

Poszczególne działy (jemy, mówimy, całujemy) wyróżnione są przez rozkładówkę ze zdjęciami umieszczonymi na spad i (w przeciwieństwie do samych tekstów) rozpoczynają się od strony nieparzystej. To, co odróżnia to czasopismo od „Fathers”, to nie tylko dużo większy format, ale przede wszystkim treść: nastawienie na konsumpcję (i nie chodzi wyłącznie o jedzenie). W piśmie zamieszczono znaczącą liczbę reklam, zarówno produktów żywnościowych, jak i mało znanych marek odzieżowych oraz naturalnych kosmetyków. Interesującym zabiegiem jest połączenie przepisów na jesienne, jarzynowe i rozgrzewające dania z prezentacją pasujących do nich mebli, które mają wzbogacać doznania zmysłowe. Jedzenie i smakowanie (czy też może rozsmakowanie) życia jest tematem przewodnim wywiadów – w tym wypadku z kontrowersyjnym, francuskim reżyserem Gasparem Noé (który od jedzenia zawsze wolał… picie), Jerzym Vetulanim – neurobiologiem, psychofarmakologiem i biochemikiem – o rytuałach związanych z jedzeniem. W numerze znajdziemy również reportaż dotyczący „nadających ton Paryżowi” bistr nowej generacji (wraz z wykazem adresów) oraz tekst o gospodarstwach biodynamicznych, artykuł o książce kucharskiej Salvadora Dalego, a także sesję zdjęciową prezentującą jesienne kolory szminek Chanel. Drugim tematem numeru jest Portugalia (z przepisem na słynne pastéis de nata, tekstem o winiarniach oraz kulinarnym przewodnikiem po Lizbonie).

Choć estetycznie – w swoim minimalistycznym podejściu do fotografii – oba czasopisma są podobne, „Usta” balansują na granicy nostalgii (ciepłe barwy, subtelna gra światłem na fotografiach, okładka przypominająca fakturą płótno) i konfesyjności (widocznej zwłaszcza w leadach niektórych artykułów) oraz konsumpcji, zręcznie wplecionej pomiędzy pozostałe treści. W tym przypadku celem wydawcy pisma wydaje się sprzedawanie konkretnego stylu życia, gdzie pozorny minimalizm i kontemplowanie codziennych, prostych przyjemności są tak naprawdę pielęgnowaniem statusu społecznego „nowej klasy średniej”. Co jednak interesujące – nie przejawia się to w biografiach bohaterów, jak to miało miejsce w „Fathers”, a w doborze tematów i sposobie ich podania. Jak pisze Magdalena Jacyno,

(…) style życia w coraz większym stopniu zdają się przejmować funkcje postaw światopoglądowych, politycznych i religijnych. Różne styl reprezentują bez wątpienia różny stopień politycznego zaangażowania i różny stopień gotowości do przekształcenia się w opcje polityczne. (…) Diagnozowanej apatii i słabnięciu czy zanikaniu sfery publicznej (Sennett 1977) towarzyszą zatem zjawiska, które wskazują na przemieszczanie się obszarów manifestowania postach politycznych i światopoglądowych [Jacyno 2007: 96].

Postulowany przez twórców obu czasopism minimalizm, znajdujący się w osobliwym splocie z estetyzacją życia codziennego i świadomą egzystencją, być może faktycznie posiada znamiona działań krytycznych względem współczesnej kultury, jest jednak tak samo podatny na urzeczowienie i sprzedawanie, jak każda inna praktyka. W tym miejscu należy powrócić do kwestii odradzania się rzemiosła i do zrośniętej z nią tęsknoty za „zwykłym życiem”. Na marginesie zagadnienia znajduje się mocno skonwencjonalizowane przekonanie, iż to, co zostało ręcznie wykonane jest generalnie lepsze – trwalsze oraz bardziej wartościowe – co łączy się często z konsumenckim snobizmem wyrażającym się w pragnieniu wyjątkowości w czasach produkcji masowej. Snobizm wydaje się tutaj w ogóle słowem kluczem, nie każdy bowiem może sobie pozwolić na luksus „zwykłego” życia.

lake-691726-2

Olbrzymia i wciąż rosnąca popularność różnego rodzaju prac ręcznych, takich jak garncarstwo, stolarstwo, tapicerstwo, szydełkowanie, robienie na drutach lub, nieco bardziej egzotycznie brzmiące, decoupage, soutache czy scrapbooking, można uznać za pierwszy poziom tego trendu. Stanowią one zwykle hobby, czasem wspomagające domowy budżet. Są to zajęcia stosunkowo niewinne, choć oczywiście hołdujące zakorzenionemu w człowieku zachodu nie do końca niewinnemu pragnieniu wytwarzania czegoś materialnego; większość z nich stanowi sposób spędzania czasu wolnego. Niejednokrotnie, ten świadomy lub nie, wyraz oporu wobec dominujących wzorców zostaje zawłaszczone przez dyskurs medialny.

Niebywale interesujący w tym kontekście jest niezależny magazyn „Zwykle Życie”, który (podobnie jak „Usta”) już na okładce informuje o swoim zakresie tematycznym: ludzie, miejsca, rzeczy, rzemiosło, moda, kulinaria, codzienne sprawy. Przez dłuższy okres czasu nie było to jednak czasopismo powszechnie dostępne, które można by kupić w kiosku, ale chyba nie jest też kierowane do „szarego człowieka” niezależnie od tego, o jak bardzo „zwykłym” życiu traktują artykuły. Periodyk (analogicznie do dwóch analizowanych już wcześniej) można zamówić online, a ostatnio również kupić w popularnej sieci księgarń. Jego egzemplarze da się odnaleźć w niektórych lokalach, niszowych księgarniach i conceptstore’ach. Bieżący numer kosztuje dwadzieścia pięć złotych. Cenę można oczywiście tłumaczyć kosztami druku, co nie zmienia faktu, że nie sposób uciec od przeczucia, że „Zwykłe Życie” jest de facto ściśle elitarne, a co za tym idzie – niezwykłe.

To, co w pierwszej kolejności zwraca uwagę, to sam tytuł, który prawdopodobnie zupełnie przypadkowo nawiązuje do kategorii sformułowanej przez Charlesa Taylora, współczesnego kanadyjskiego filozofa. Afirmacja zwykłego życia to jego zdaniem jeden z trzech konstytutywnych aspektów nowoczesnej tożsamości obok „ja” wewnętrznego i niezaangażowanego podmiotu. „Ja” wewnętrzne to ściśle historyczne przekonanie, że „nasze myśli, idee, uczucia” istnieją „wewnątrz nas, podczas gdy obiekty w świecie do których stany te się odnoszą [uznawane są] za zewnętrzne” wspierane przez przeświadczenie, że jesteśmy niezaangażowanymi jednostkami działającymi racjonalnie [Taylor 2006: 129 i 152]. „Myślimy o naszych zdolnościach i możliwościach jako wewnętrznych i oczekujemy rozwoju, który wyrazi lub urzeczywistni je w świecie społecznym” [Taylor 2006: 129]. Źródeł tej podstawowej dychotomii wewnętrzne – zewnętrzne można doszukiwać się już u Platona, który nigdy jednak w taki sposób jej nie wyraził – zrobił to dopiero Augustyn [1]. Wszystkie te elementy leżą u źródeł autointerpretacji, umożliwiającej współczesnemu człowiekowi rozumienie siebie i własnego życia. Wyzbycie się ich jest albo niemożliwe, albo bardzo trudne ze względu na ich długi kulturowy rodowód, a co za tym idzie głębokie zakorzenienie w naszym sposobie postrzegania tego, kim jest człowiek w ogóle.

Szkicując historyczną perspektywę Taylor zauważa przemianę, jaka nastąpiła w postrzeganiu tego, co rozumiemy jako dobre życie. O ile dla Arystotelesa życie oznaczało pracę, czyli robienie tego, co konieczne, by je „przedłużać i odnawiać”, stanowiło rodzaj niezbędnej infrastruktury dla dobrego życia zawierającego w sobie zarówno działalność teoretyczną, jak i „uczestniczenie w polityce w roli obywatela”, za sprawą Francisa Bacona dokonała się rewolucja w rozumieniu tych pojęć, a jej skutki są wciąż doskonale widoczne. Teoria jest dla Bacona wyrazem próżności i „zuchwałą próbą ucieczki od ciężkiej pracy szczegółowego odkrywania”, co wraz z praktycyzmem stawia na pierwszym miejscu. Szukanie „wiedzy samej w sobie” jest zatem celem złym, nie ma bowiem nic wspólnego z realnym działaniem. „Ulżyć doli ludzkiej – oto cel. Nauka nie jest czynnością wyższą, której zwykłe życie powinno dopomagać, przeciwnie – nauka powinna przynosić korzyści zwykłemu życiu”. Uwidacznia się tym samym kompletne odwrócenie poprzednich hierarchii wartości – to, co było uprzednio uznawane za niższe „jest teraz podniesione do roli standardu” [Taylor 2006: 153-155].

Skromny rzemieślnik i wytwórca – konstatuje Taylor – wniósł więcej do rozwoju nauki niż niepracujący filozof. (…) I rzeczywiście, w afirmacji zwykłego życia ukryta jest skłonność do społecznej niwelacji. Centrum dobrego życia znajduje się teraz raczej w czymś, co może być udziałem każdego, niż w działalności, którą uprawiać mogą tylko ci nieliczni, którzy nie muszą pracować [Taylor 2006: 155].

Skutek tej przemiany możemy obserwować dalej, na przykład w miażdżącej krytyce etyki honoru wraz z dążeniem do „chwały i sławy” jako „krnąbrne i niezdyscyplinowane pobłażanie samemu sobie”, gdy najwyżej ceniono „trzeźwą i zdyscyplinowaną produkcję”. Afirmację zwykłego życia wiąże Taylor również z duchowością chrześcijańską, a zwłaszcza z reformacją i jej krytyką mediacji oraz ascezy, która oznaczała wyrzeczenia się życia oraz jego spraw, „gardzenie Bożymi darami, gdyż powinniśmy Mu je oddawać poprzez pełne czci użycie”, przeciwstawianie się „zasadzie użyteczności”. Humanizm oświeceniowy zdaniem autora, jest zeświecczoną formą tejże duchowości. Tylko rozum oświecony, niezmącony lękiem przed potępieniem może w pełni pojąć i kultywować naturalne życie będące wartością immanentną. Znamienne, iż ten nowy ideał stał się fundamentem nie tylko dla społeczeństwa burżuazyjnego wraz z jego rewolucjami w imię powszechnego prawa i równości, ale dowartościowywał człowieka jako producenta, co – gdy dodamy do tego odnajdywanie „najwyższej godności w pracy i przekształcaniu natury w służbie życia” – w dość oczywisty sposób przywołuje na myśl teorię Karola Marksa [Taylor 2006: 155-164] [2]. Z opisanym powyżej aspektem współczesnej tożsamości korespondują prace przywoływanego już tutaj Wright Millsa z jego koncepcją „człowieka w stanie natury” – rzemieślnika.

Czy zatem „Zwykłe Życie” w jakikolwiek sposób afirmuje zwykłe życie? Numer szósty (6/2014) otwiera tekst Ruchy pozamiejskie, czyli zwykłe życie Oli Bydlowskiej. Jego bohaterka to absolwentka Akademii Fotografii i studentka poznańskiej ASP. Jednocze

Skutek tej przemiany możemy obserwować dalej, na przykład w miażdżącej krytyce etyki honoru wraz z dążeniem do „chwały i sławy” jako „krnąbrne i niezdyscyplinowane pobłażanie samemu sobie”, gdy najwyżej ceniono „trzeźwą i zdyscyplinowaną produkcję”. Afirmację zwykłego życia wiąże Taylor również z duchowością chrześcijańską, a zwłaszcza z reformacją i jej krytyką mediacji oraz ascezy, która oznaczała wyrzeczenia się życia oraz jego spraw, „gardzenie Bożymi darami, gdyż powinniśmy Mu je oddawać poprzez pełne czci użycie”, przeciwstawianie się „zasadzie użyteczności”. Humanizm oświeceniowy zdaniem autora, jest zeświecczoną formą tejże duchowości. Tylko rozum oświecony, niezmącony lękiem przed potępieniem może w pełni pojąć i kultywować naturalne życie będące wartością immanentną. Znamienne, iż ten nowy ideał stał się fundamentem nie tylko dla społeczeństwa burżuazyjnego wraz z jego rewolucjami w imię powszechnego prawa i równości, ale dowartościowywał człowieka jako producenta, co – gdy dodamy do tego odnajdywanie „najwyższej godności w pracy i przekształcaniu natury w służbie życia” – w dość oczywisty sposób przywołuje na myśl teorię Karola Marksa [Taylor 2006: 155-164] [2]. Z opisanym powyżej aspektem współczesnej tożsamości korespondują prace przywoływanego już tutaj Wright Millsa z jego koncepcją „człowieka w stanie natury” – rzemieślnika.

Czy zatem „Zwykłe Życie” w jakikolwiek sposób afirmuje zwykłe życie? Numer szósty (6/2014) otwiera tekst Ruchy pozamiejskie, czyli zwykłe życie Oli Bydlowskiej. Jego bohaterka to absolwentka Akademii Fotografii i studentka poznańskiej ASP. Jednoczesnie jest autorką krótkiego wstępu do artykułu oraz fotografii ilustrujących beztroskie ucieczki do maleńkich, zapomnianych nawet przez kartografów wsi, tam „gdzie nie dociera żadna z sieci komórkowych czy ostre koło hipstera”. Wysmakowane zdjęcia przedstawiają ludzi wchodzących na drzewa, kąpiących się w jeziorze nocą czy całujących na łące. Bliskość natury nietkniętej żadną widoczną obecnością ludzi ma nadawać doświadczeniu wymiaru autentyczności – kategorii, która przenika całe czasopismo.

Nastrój beztroski i wakacji został nieco przełamany w artykule 70 procent człowieka w maszynie, poświęconym Sylwestrowi Mateusiakowi, mechanikowi mieszkającemu w Starejwsi, który w swoim warsztacie buduje motocykle. Znaleziony przez parę przyjaciół (fotografa z branży modowej oraz producenta w agencji talentów i domu promocyjnym) Sylwek jawi się jako, z jednej strony, prawdziwy rzemieślnik – pracujący i mieszkający w tym samym miejscu, wytwarzający przedmioty, z których każdy jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, a z drugiej jako ktoś niezwykły. Matka bohatera, mówi, że „niełatwo się wychowuje wybitne dziecko”; że pracuje z zapałem, niczym artysta; że urodził się z zamiłowaniem do mechaniki; oraz, że system edukacji wyrównuje wszystkich „do kreski”, a przecież nie wszyscy muszą być „magistrami i dyrektorami”, bo potrzebni są też dobrzy specjaliści, a najlepszymi są ci, którzy lubią to, co robią [Mach 2014]. Można uznać ten artykuł za wzorcowy dla retoryki całego pisma skupiającego się na biografiach osób z zainteresowaniami i pasjami zwykłymi, aż do granic niszowości. Możemy więc przeczytać o młodym pilocie i historii jego zamiłowania do lotnictwa; szewcu-golfiście z zawadiackim, starannie zawiniętym wąsem; malarzu i grafiku, którego córka nie wierzy w to, że jest dorosły; parze, która ratuje i wskrzesza stare warszawskie szyldy czy legendzie armwrestlingu. Wszystko – nawet modowe i kulinarne sesje zdjęciowe – są wzbogacone subtelnymi, minimalistycznymi zdjęciami w duchu skandynawskim, co stanowi wspólny estetyczny mianownik z „Fathers”.

bread-789833_1920-2

Na stronie internetowej, niejako w formie statutu, pojawia się sformułowanie, że jest to magazyn o „prostym życiu wśród ludzi, miejsc i rzeczy”, skupiający się na „prostych przyjemnościach i codziennych domowych czynnościach: gotowaniu, czytaniu, spędzaniu czasu z przyjaciółmi i rodziną” [O nas]. Już po lekturze zakładki O nas okaże się jednak, iż dużo „prostsze” i bardziej znajome niż rzemieślnictwo, przywołujące nostalgiczne wyobrażenia cechów, jest życie, jakie – niekiedy dość cynicznie – wyśmiewa fan page Przeciętne cele w życiu.

Ludziom nowoczesnym wydaje się, że autentyczność i realność leżą gdzieś indziej: w innych epokach historycznych czy innych kulturach, w życiu prostszym i czystszym niż ich własne. Innymi słowy, uwaga, jaką człowiek nowoczesny poświęca „naturalności”, jego tęsknota za autentycznością i jej uparte poszukiwanie nie są przypadkiem ani przejawem dekadencji; niegroźnym dodatkiem do pamiątek po zniszczonych kulturach i minionych epokach [MacCannell 2002: 3].

Poczucie wyalienowania z rzeczywistości skutkuje coraz większym zainteresowaniem „prawdziwym życiem” innych [MacCannell 2002: 143], za wyraz którego można by również uznać „Zwykłe Życie”. Już samo przejrzenie zdjęć członków redakcji wskazuje na ich zewnętrzność względem wielu z opisywanych zjawisk. Stają się swoistymi antropologami codzienności z wybiórczym spojrzeniem. Otoczeni są starannie zaprojektowanymi, minimalistycznymi przedmiotami, niby od niechcenia ustawionymi w przestrzeni loftu. Zasiadają przy kawiarnianych stolikach ze swoimi MacBookami czy pozują na dachu budynku. Choć nie można odmówić im zaangażowania i serdeczności względem opisywanych przez nich bohaterów, nie sposób nie dostrzec w nich nostalgicznych turystów, idealistów z głową w chmurach – jak nazywa tę kategorię Anna Wieczorkiewicz – których uwadze umykają niedostatki [Wieczorkiewicz 2012: 89]. Tym niedostatkiem byłaby ambiwalencja wynikającą ze specyficznej dynamiki „zwykłości” i „niezwykłości”. Te dwa aspekty są do tego stopnia sprzężone, że trudno stwierdzić, czy to, co zwykłe (lotnictwo, szewstwo, mechanika samochodowa) urasta do rangi niezwykłości, ulegając swoistej egzotyzacji, czy jest zupełnie odwrotnie – niezwykłe pasje bohaterów są niejako redukowane do kategorii zwykłości, na zasadzie myślenia życzeniowego, by tę „zwykłość” rozciągnąć na cały świat, który dzisiaj znamy i rozumiemy jako zwykły, a który jest rzeczywistością opisywanych przez Wrighta Millsa wyalienowanych białych kołnierzyków. Redaktorzy pochylają się nad biografiami ludzi otulając je zestawem nostalgicznych wyobrażeń o życiu w erze przedindustrialnej, życiu bliżej natury, świadomym doświadczaniu codzienności. Nie ma jednak w ich artykułach afirmacji zwykłego życia, jak rozumie je Taylor, a przynajmniej nie w działaniach samych twórców kwartalnika – bowiem wynajdując bohaterów dla swoich reportaży szukają „wiedzy samej w sobie” [3]? Trudno jest również uciec od intuicji, że niszowość, pociągająca za sobą paradoksalnie, choć nieodzownie, elitarność, urastając do rangi buntu przeciwko bezmyślnie konsumpcyjnemu, masowemu społeczeństwu traci swój emancypacyjny charakter, a staje się w efekcie dyktatem kolejnego stylu życia, który, jako członkowie „nowej klasy średniej” możemy sobie kupić za dwadzieścia pięć złotych.

[1] „Opozycje dla Platona istotne to opozycja duszy i ciała, bezcielesnego i cielesnego, wiecznego i przemijającego. To im właśnie przypada u Platona największe znaczenie. I ze względu na naturę jego teorii opozycje te wyrażają pełniej i lepiej jego intencje niż dychotomia wnętrze – zewnętrze” [Taylor 2006: 131].

[2] Afirmację zwykłego życia wiąże Taylor również z duchowością chrześcijańską, a zwłaszcza z reformacją i jej krytyką mediacji i ascezy, która oznaczała wyrzeczenia się życia oraz jego spraw. Następnie autor przygląda się humanizmowi oświeceniowemu, jako zeświecczonej formie tejże duchowości. Z konieczności pominęłam tę część jego rozważań [Taylor 2006: 157-164].

[3] Wydaje się, że publikacją afirmującą zwykłe życie w Taylorowskim rozumieniu tego terminu byłby „Magazyn Wytwórcy” oraz organizacja społeczna Cohabitat.



Bibliografia:

Ania Czajkowska (2015a), Wstęp, „Fathers” 3/2015.

Ania Czajkowska (2015b), MatasPetrikas, „Fathers” 3/2015.

Małgorzata Jacyno, Kultura indywidualizmu, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007.

Dean MacCannell, Turysta. Nowa teoria klasy próźniaczej, tłum. E. Klekot, A. Wieczorkiewicz, Muza, Warszawa 2002.

Magazyn, http://fathers.pl/magazyn/, data dostępu: 9.12.2015.

Marta Mach, 70 procent człowieka w maszynie, „Zwykłe Życie” 6/2014.

Charles Wright Mills, Białe kołnierzyki. Amerykańskie klasy średnie, tłum. P. Graff, Książka i Wiedza, Warszawa 1965.

O nas (2014), http://zwyklezycie.pl/magazyn/,data dostępu: 15.10.2014.

O nas (2015), http://ustamagazyn.pl/magazynusta/o-nas/, data dostępu: 9.12.2015.

***

monika rawska – absolwentka kulturoznawstwa ze specjalizacją filmoznawczą Uniwersytetu Łódzkiego. Obecnie doktorantka w Zakładzie Teorii Kultury Uniwersytetu Łódzkiego. Interesuje się m.in. teorią i antropologią kultury, kulturą popularną, współczesnym kinem gatunków oraz twórczością Christophera Nolana.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *