Timothy Mitchell w Egipcie na wystawie świata przywołuje relacje europejskich podróżników – pisarzy wykształconych w świecie-jako-wystawie (świecie pojmowanym jako wystawa, czy też będącym wystawą) próbujących odnaleźć tę uniwersalną, jak im się wydawało, zasadę rządzącą ich otoczeniem, w miastach poza Europą. Przywołuje relacje z podróży François-René de Chateaubrianda, Jeremy’ego Benthama, Hermana Melville’a, Alfonsa Lamartine’a czy Edwarda Lane’a. Prezentuje również dwa sposoby poznawania obcego miasta, w zasadzie sprzeczne ze sobą. Pierwszy to kontakt bezpośredni, zatopienie się w strukturze miasta, dotknięcie tego świata dosłownie własnymi rękoma. Drugim, jest spojrzenie na ten świat z zewnątrz: zajęcie „dobrej” pozycji do oglądania, niczym widz na wystawie. W tym celu podróżnicy szukali odpowiedniego miejsca, skąd można ten porządek ujrzeć najpełniej lub ujrzeć w ogóle. W mieście orientalnym wszystko zasłaniało widok, jedna ulica drugą, jeden budynek kolejny, ciasne przejścia nie ułatwiały obejrzenia wybranego obiektu w całości. Herman Melville pisał o Konstantynopolu: jest to „labirynt doskonały. Wąskie. Ciasne, zamknięte. Gdyby choć można było unieść się w górę […] Ale nie. Nie ma nazw ulic […] nie ma numerów. Nie ma nic”. Ponadto same domy skierowane były ku swym wnętrzom. Na zewnątrz często ukazując patrzącemu jedynie ubogą ścianę, za którą mogły znajdować się połączone korytarzami izby i wolne przestrzenie. Miasto uciekało więc przed wzrokiem przybysza…

Również europejskie miasta, zakładane nierzadko zgodnie z obcymi nowożytności zasadami, wymagały przebudowy lub przynajmniej konstrukcji własnych punktów widokowych. Na przykład w 1671 roku powstał w Londynie The Monument, kolumna upamiętniająca wybuch Wielkiego Pożaru w 1666 roku. Obelisk zakończony jest tarasem widokowym, skąd oczom patrzących ukazywało się przebudowane po tragedii miasto. Nowatorstwo pomysłu polegało na umieszczeniu wieży widokowej w mieście, po to żeby spoglądać na miasto, a nie, jak to miało często miejsce, by z obrzeży miasta wypatrywać zbliżającego się zagrożenia z zewnątrz. Czy też, dajmy na to, jak w Kadyksie, mimo że z centrum miasta, to jednak sięgać wzrokiem gdzieś poza – wypatrywać zbliżających się statków z towarami. Mówiąc o angielskim The Monument, myślę także o obiekcie publicznym. Torre Tavira w Kadyksie stała się oficjalną, miejską wieżą widokową w 1778 roku, wcześniej wielu handlarzy miało swe prywatne punkty widokowe na dachach pałaców. Kto pierwszy zobaczył okręty, mógł już zacząć sprzedawać, kupować, pożyczać, oddawać. Co zrozumiałe, liczył się czas. Widok płynnie wpisał się w ekonomię.
Oczywiście wiele czynników związanych z powstawaniem europejskich budowli widokowych zależy – oprócz wydarzeń historycznych, położenia geograficznego – także od ukształtowania terenu, bo czy punkt widokowy na wieży będzie istotnym elementem w mieście położonym na wzgórzach? W niektórych przypadkach tak, jak ma to miejsce w położonej na wzgórzach Lizbonie. W 1902 roku otwarto tam do użytku Elevator Santa Justa, windę łączącą dwie dzielnice miasta położone na różnych poziomach, zaprojektowaną przez ucznia Aleksandra Eiffla Raula Mesniera de Ponsard. Winda zakończona jest tarasem widokowym. Żadne wzgórze lizbońskie nie daje możliwości tak bliskiego spojrzenia na stworzoną na nowo, po trzęsieniu ziemi w 1755 roku, dzielnicę zaprojektowaną przez Markiza de Pombal. W Baixie ulice tej samej szerokości przecinają się pod kątem prostym, z jednej strony dzielnica zakończona jest symetrycznym Plaça do Comércio skierowanym ku morzu, z drugiej strony mieści się równie uporządkowany Plaça Dom Pedro IV (Rossio). To główne miejsca widoczne z tarasu. Poza nimi widać z windy zamek i rzekę wpływającą do morza. Punkt widokowy często powiązany jest z wystawami światowymi. Z okazji wystawy w Barcelonie w 1888 roku wybudowano wysoką na ponad 60 metrów kolumnę zakończoną pomnikiem Kolumba (Mirador de Colom). Do samych stóp odkrywcy można było dostać się ciasną windą. Roztaczał się stamtąd widok na morze, bo też Kolumb wskazuje je ręką, ale także i na miasto: nowo powstałą, oczywiście, szeroką ze szpalerem palm, portową aleję Passeig de Colom, oświetloną elektrycznymi latarniami z okazji wystawy (Także współcześnie, z okazji wystaw światowych (Expo) powstają punkty widokowe. Przykładem niech będzie Torre Vasco da Gama w Lizbonie, zbudowana z okazji Expo ’98) i prowadzącą spod pomnika wprost do terenów wystawowych w parku Ciutadella.
Wydaje się, że potrzeba znalezienia punktu widokowego na Bliskim Wschodzie wynikała z chęci uchwycenia obrazu miejsca, tej intrygującej obcości, i przekazania go do Europy, już jako uprzedmiotowionego, więc podbitego. Punkt widokowy przydatny był fotografom, stał się jednak także celem poszukiwań wielu podróżników – pisarzy, pragnących, zarejestrować to, co widać, podobnie jak to robi aparat. Nie znajdowali oni na ogół przygotowanych punktów widokowych w miastach orientu. Nie zrażając się tym, starali się wykorzystywać do patrzenia nieodległe wysokie budowle służące do innych celów – Edward Lane wspinał się na wojskową wieżę obserwacyjną, Jeremy Bentham próbował wejść na minaret meczetu, przez co o mało nie został stratowany przez oburzony tłum, inni płacili Beduinom za to, by wnieśli ich na piramidę w Gizie. Na minaret podczas pozaeuropejskiej podróży zapragnął wejść także przemierzający Afrykę Kazimierz Nowak. Opisuje oazę Gadames – „Nad miastem przyziemnym, mrocznym, podobnym do piwnic, znajduje się słoneczne królestwo tarasów tak ze sobą połączonych, że mieszkanki ich mogą swobodnie obejść całe osiedle, nie schodząc na dół […] Ponad tarasami wystrzela wysoko w górę strzelisty minaret, na który udało mi się wejść i zrobić sporo ciekawych zdjęć. Kosztowało mnie to wprawdzie srebrną dziesięciolirówkę, która utonęła w kieszeni muezina, nie żałuje jednak tego wydatku, pozwolił mi bowiem na ujrzenie kobiet poruszających się po tarasach z wdziękiem gazeli pustynnych, których z dolnego miasta ujrzeć nie można” [Nowak 2008, s. 38].
Bibliografia:
1. Timothy Mitchell, Egipt na wystawie świata, przeł. Ewa Klekot, PIW, Warszawa 2001.
2. André Raymond, Kair, przeł. Paulina Lewicka i Katarzyna Pachniał, PIW, Warszawa 2005.
3. Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936, Sorus, Poznań 2008.