Jedną z charakterystycznych cech współczesnych czasów jest stopniowy zanik zdolności do niepracowania. O ile na początku XX wieku Frederick Taylor utrzymywał, że „obijanie się” stanowi przyrodzoną skłonność człowieka i uczynił z jej eliminacji swoją życiową misję, o tyle obecnie coraz więcej osób po prostu nie potrafi na dłużej oderwać się od swoich obowiązków. Nawet podczas urlopu, często zresztą wymuszonego, ze wzrokiem wlepionym w laptopa lub smartfona zdalnie uczestniczą w biurowych rozgrywkach. Gdy aktywność niemal każdej części ciała jest złączona z obowiązkami zawodowymi w trybie 24/7, czas wolny staje się źródłem nudy i ciągłego poczucia niepokoju; traci sens i doświadczany jest jako rodzaj egzystencjalnej czarnej dziury. Prawdziwe życie toczy się w pracy.
Paradoksalnie dzieje się to w czasach, w których porządek korporacyjny przeżywa prawdopodobnie najpoważniejszy kryzys legitymizacji w historii. Uwięzieni w „gówno wartych pracach” ludzie coraz częściej przestają wierzyć, że ich codzienna harówka jest czymś z natury dobrym i wzbogacającym ich egzystencję [Graeber 2013]. Co więcej, wielu zaczyna wątpić, czy w ogóle kryje się za nią jakiś sens. Zarazem jednak presja wywierana przez świat pracy nigdy nie była bardziej totalna. Znalezienie zatrudnienia bez względu na wszystko inne, zorganizowanie swojego życia wokół pracy i mierzenie na jej podstawie poczucia własnej wartości, stały się podstawowymi imperatywami życia w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich.
Zdaniem Petera Fleminga (2014) sprzeczność ta jest symptomatyczna dla formy kapitalizmu, którą określa mianem „biokracji”. Polega ona na tym, że bios, czyli samo życie, zaprzęgane jest do pracy, stając się jednocześnie podstawowym obiektem wyzysku. Oznacza to, że proces akumulacji w coraz większym stopniu opiera się na zbiorowych zdolnościach do samoorganizacji oraz na „powszechnym intelekcie” [Virno 2001], które formalnie znajdują się poza zasięgiem kapitału. W rezultacie porządek korporacyjny zmuszony jest do ciągłego lokalizowania i przechwytywania tych zewnętrznych wartości, co najczęściej przyjmuje formę osobistej samo-eksploatacji. Innymi słowy, choć ludzie nie wierzą w sensowność pracy, to jednocześnie aktywnie współuczestniczą w swoim własnym wyzysku. Praca uległa bowiem intensyfikacji nie tylko pod względem ilościowym, ale przede wszystkim jakościowym. Stała się czymś bliskim i intymnym, nierozerwalnym wobec samego życia.
W swojej niedawnej (choć już nie najnowszej [1]) książce, Resisting Work. The Corporatization of Everyday Life (2014), Fleming – reprezentant tzw. krytycznego nurtu zarządzania, związany z Cass Business School przy City University London – proponuje wszechstronny namysł nad przyczynami wyłonienia się, logiką działania oraz społecznymi konsekwencjami biokracji. Niektóre z zawartych w książce wątków pojawiały się już w jego wcześniejszych pracach. W Authenticity and the Cultural Politics of Work (2009) autor ten analizował na przykład dokonywaną w ramach korporacyjnego dyskursu próbę rekonfiguracji miejsc pracy jako przestrzeni, w których dochodzi do celebracji indywidualnych różnic i ekspresji prywatnego „ja”, a więc tych aspektów społecznych tożsamości, które wcześniej postrzegano jako antytetyczne wobec pracy. Z kolei w niewielkiej książeczce Dead Man Working (2012), napisanej wspólnie z Carlem Cederströmem, rozważał przede wszystkim osobiste koszty wprzęgnięcia całości życia w proces akumulacji. Resisting Work składa się jednak na bardziej systematyczne ujęcie tej problematyki. Książka dostarcza wglądu w genealogię biopolitycznego kapitalizmu oraz charakterystyki najważniejszych przemian towarzyszących jego wyłonieniu się. Autor wskazuje także na nowe strategie kolektywnego oporu, które dają nadzieję na przyszłość bez pracy lub poza nią.
Zdaniem Fleminga pojawienie się biokracji jest ściśle powiązane z kryzysem neoliberalizmu. Systematyczne rozmontowywanie systemu opieki społecznej, będące w istocie nową formą ofensywy klasowej narzucanej pod pozorem ratowania społeczeństwa przed bankructwem, doprowadziło do swoistego paradoksu. Projekt neoliberalny, wraz ze swymi postulatami niczym nieograniczonej konkurencji, skrajnego indywidualizmu, a także braku: państwa, dóbr publicznych i wzajemności, okazał się bowiem tak antyspołeczny, że był niezdolny do samoorganizacji i reprodukcji. W rezultacie jego polityczne przetrwanie okazało się uzależnione od tego, czym sam tak pogardzał – od autonomicznej „żywej pracy”.
W porządku korporacyjnym doprowadziło to do rekonfiguracji struktur władzy. Działania menedżerów zostały nakierowane na wzmocnienie pozycji szeregowego pracownika poprzez większą elastyczność i autonomię [por. Sennett 2010]. Efektem takiej polityki miała być lojalna i zmotywowana siła robocza, która będzie przy tym zdolna do innowacji i ciągłego udoskonalania procesu pracy. Pracownikom pozwolono więc, aby sami zorganizowali i ożywili coraz bardziej niefunkcjonalną strukturę zatrudnienia. Choć z pozoru mogło to wyglądać na przekazanie kontroli nad firmą w ręce podwładnych, w istocie ruch ten przyczynił się do rozszerzenia pola władzy dzięki nowym formom rozproszonej kontroli [por. Barker 1993: 408-437]. Spowodował też, że wiele rodzajów ryzyka związanego z inwestowaniem kapitału, ponoszonego dotychczas przez przedsiębiorców, zostało przerzuconych na pracownika, który przejął na siebie większość kosztów funkcjonowania neoliberalnej gospodarki.
Jednocześnie postępująca de-industrializacja sprawiła, że wiele rodzajów pracy nabierało wysoce uspołecznionego charakteru. Już w latach 50. Charles Wright Mills zauważał, że „wśród ogółu zatrudnionych coraz mniej ludzi operuje p r z e d m i o t a m i, a coraz więcej – l u d ź m i oraz s y m b o l a m i” [Mills 1965: 146]. Obiekt pracy w coraz większym stopniu ujmowany był w kategoriach kapitału ludzkiego, szczególnie pod rządami neoliberalizmu, gdzie niezależne zdolności do kooperacji i komunikacji stawały się warunkiem koniecznym wypracowania zysku. W ten sposób walka klasowa odrodziła się w formie znacznie rozleglejszej niż uprzednio. Obszar antagonizmów obejmował już nie tylko formalny czas pracy, ale całość życia.
Centralną tezą książki Fleminga jest więc założenie, że kapitalizm zależny jest od autonomicznego, samoorganizującego się życia społecznego, które stanowi rzeczywiste źródło wartości. Tym samym zarówno system rynkowy, jak i działające na nim korporacje stanowią w istocie siły reaktywne, bazujące przede wszystkim na przechwytywaniu zewnętrznych zasobów. Fleming nawiązuje tu do tradycji włoskiego operaizmu, a w szczególności do tezy Mario Trontiego, zgodnie z którą to pracownicy są siłą kształtującą logikę rozwoju stosunków produkcji, oraz do idei dobra wspólnego Michaela Hardta i Antonio Negriego (2012), która odnosi się nie tylko do elementów świata przyrody, ale też zasobów o charakterze społeczno-kulturowym, np. języka, wykorzystywanej powszechnie wiedzy, afektów, relacji społecznych itd. Koncepcje te przedstawione są w drugim, teoretycznym rozdziale książki. Fleming kreśli swoistą genealogię myśli politycznej biegnącej od Benedykta Spinozy, przez Karola Marksa, po Giorgio Agambena, przy okazji wyjaśniając niemal wszystkie kluczowe pojęcia składające się na kanon współczesnego marksizmu autonomistycznego: wielość, żywa praca, realna i formalna subsumcja, powszechny intelekt, zoe i bios, exodus itd. W rezultacie książka dostarcza też klarownego wprowadzenia w podstawy teoretyczne tego nurtu intelektualnego.
Jej główna zaleta polega jednak na tym, że autor precyzuje dość abstrakcyjne idee, odnosząc je do bardzo konkretnych zjawisk w porządku korporacyjnym, na przykład analizując przy ich pomocy przemiany menedżerskich technik kontroli. Nie da się ukryć, że czasem odbywa się to kosztem redukcji filozoficznej złożoności tych idei, ale zarazem wskazuje na ich bezpośrednią wartość praktyczną.
Zdaniem Fleminga pojawienie się biowładzy w miejscu pracy oraz towarzyszący mu nacisk na eksploatację dobra wspólnego, najlepiej widoczne są przez pryzmat zanikania niegdyś niezwykle popularnego nurtu zarządzania kulturą organizacyjną. W latach 80. – pod wpływem restrukturyzacji zachodniego kapitalizmu prowadzącej ku bardziej elastycznym formom organizacji, a także inspiracji tzw. japońskim stylem zarządzania – ogromne zainteresowanie wzbudziła doktryna, zgodnie z którą to właśnie kultura w największym stopniu oddziałuje na sposób, w jaki ludzie myślą, czują i działają w miejscu pracy [du Gay 2000]. Podstawowym celem polityki korporacyjnej stała się zmiana norm, postaw i wartości zatrudnionych pracowników tak, aby mogli oni jak najlepiej przyczynić się do sukcesu firmy. Było to osiągane zarówno dzięki ideologicznym reprezentacjom, które miały artykułować rzeczywistość zgodnie z korporacyjnymi interesami (np. poprzez misję firmy, biurowy żargon, przyjęty sposób ubierania się itd.), jak i technikom regulacji, poprzez które kierownictwo starało się faktycznie oddziaływać na jednostki (np. poprzez firmowe ceremonie, nagrody, przywileje służbowe itd.). W rezultacie wszystko – w tym sama podmiotowość – miało zostać przekształcone w wehikuł propagowania marki przedsiębiorstwa oraz skorelowanych z nią wartości.
Z dzisiejszej perspektywy, jak zauważa Fleming, na dążenia te można patrzeć nawet z pewną dozą nostalgii. Choć niemal totalitarne w charakterze, zarządzanie kulturą było bowiem ostatnią ideologią menedżerską, która postrzegała korporację w roli swego rodzaju gwaranta. Firma oczekiwała od pracowników pełnego oddania, ale w zamian oferowała określone korzyści, w tym na przykład stałe zatrudnienie, szkolenia służące podnoszeniu kwalifikacji, możliwości awansu itp. Dziś natomiast relacja między pracą i kapitałem coraz rzadziej określana jest przez metaforę wspólnoty, a coraz częściej przez odwołanie do bezdusznych zasad wolnego rynku [por. Kunda i Ailon-Souday 2005].
U progu XXI wieku porządkiem korporacyjnym wstrząsnął szereg skandali – od upadku Enronu w 2001 roku po kryzys finansowy z 2008 roku – które poważnie naruszyły zaufanie społeczne wobec mechanizmów funkcjonowania rynku. Niezachwiana wiara w organizacyjne slogany oraz emocjonalne przywiązanie do firmy stają się w tych warunkach niemożliwe do wytworzenia, nawet dla najbardziej charyzmatycznych liderów. Dlatego wysiłki korporacji w coraz większym stopniu nastawione są na ukierunkowywanie samego życia tak, by zasilało procesy produkcji. Biokracja nie dąży do tego, by stworzyć idealnego pracownika od podstaw; woli wykorzystywać to, kim pracownik już jest, w nadziei, że w ten sposób pozyska społeczną wiedzę i umiejętności, od których zależy jej niezakłócone funkcjonowanie.
Oznacza to, że te aspekty tożsamości, które wcześniej identyfikowane były z życiem poza pracą – seksualność, styl życia, upodobanie do mody, osobiste zainteresowania itp. – obecnie są aktywnie promowane przez menedżerów, o ile nie wymagane: „Jeśli jesteś gejem, to świetnie! Jeśli nienawidzisz kapitalizmu, tym lepiej! Jeśli jesteś nepalskiego pochodzenia, to wręcz idealnie! Ponieważ nie ma lepszego pracownika (…) niż ten, który potrafi improwizować wokół scenariusza, tchnąć wigor w martwą rolę i udawać, że jego nieumarła egzystencja stanowi w istocie apogeum życia” [Cederström i Fleming 2012: 10]. Promocja autentyczności i samoekspresji w miejscu pracy powinna być więc postrzegana jako środek służący pozyskaniu tego, co znajduje się poza zasięgiem kapitalizmu, a czego tak naprawdę system ten potrzebuje – dobra wspólnego.
Przy czym wolność do bycia sobą, to tak naprawdę przymus autonomii. Główny przekaz, jak podkreśla Fleming, brzmi obecnie: myśl i rób co chcesz, ale podporządkuj się wymogom ekonomicznej konieczności. Innymi słowy, społeczne koszty produkcji nie są już ponoszone przez korporację, ale przez samych pracowników. Trening, motywacja, planowanie, a nawet kierowanie stają się wyłączną odpowiedzialnością jednostek, zmuszonych poświęcać coraz więcej aspektów własnego życia, aby w ogóle utrzymać się na rynku pracy. W warunkach neoliberalizmu staranie się o kolejne zlecenia samo stało się formą kariery zawodowej [por. Southwood 2011]. Praca przestaje być konkretnym zadaniem wykonywanym w określonym miejscu i czasie, a staje się wpisana w i pomiędzy jednostki, jako wymóg i ciągła presja produktywności.
Jednocześnie tak rozumiana praca coraz częściej plasuje się poza zasięgiem korporacyjnych systemów wynagrodzeń. Gdy samo życie staje się integralną częścią procesu akumulacji, powstaje problem dostosowania go do wymogów racjonalności ekonomicznej. Jak na przykład zmierzyć coś, co jest z natury kolektywne, ucieleśnione i niepodzielne na odrębne jednostki? W rezultacie tzw. „wolna praca” [Terranova 2008: 49-68], zarazem autonomiczna i nieopłacana, staje się istotnym, choć wciąż często niezauważanym lub nieuznawanym, źródłem wartości w kapitalizmie. Sprawia to, że wyzysk jest niezwykle trudny do uniknięcia i ma przykre konsekwencje psychologiczne. Dla wielu osób obecność pracy w ich życiu wydaje się wszechogarniająca i niekończąca się, co sprzyja narastającemu stresowi, wypaleniu zawodowemu i depresji. Jednocześnie z sytuacji tej w zasadzie nie ma wyjścia: nawet, jeśli porzucimy lub stracimy pracę, jej presja tylko się zintensyfikuje, gdy będziemy starali się uporać z nieznośnym brakiem zatrudnienia lub desperacko walczyć o kolejną posadę. W rezultacie wiele osób bardziej boi się niebycia wyzyskiwanym niż samego wyzysku.
Przewrotność tej sytuacji polega jednak na tym, że biznes w istocie w y m a g a, aby pracownicy posiadali życie p o z a pracą, gdyż stąd czerpie energię niezbędną do własnego przetrwania. Stworzenie iluzji permanentności stanowi więc, jak przyznaje Fleming, poważne osiągnięcie polityczne neoliberalnego kapitalizmu, ale w rzeczywistości znamionuje nie tyle siłę, ile słabość porządku korporacyjnego, który jest niezdolny do reprodukcji na swych własnych zasadach. Autor Resisting Work skłonny jest więc postrzegać korporacje nie jako wszechpotężnych graczy na globalnym rynku, ale jako przestarzałe instytucje społeczne, które dla większości zaangażowanych przestają mieć jakąkolwiek wartość. Stopniowo zostawiamy je w tyle i właśnie dlatego z taką siłą trzymają się one życia społecznego, stając się pasożytami, faktycznie zależnymi od poza-kapitalistycznej żywej pracy, która wykona za nie całą robotę i jeszcze będzie absorbować wstrząsy gospodarcze. Biokracja z pozoru może więc wydawać się wszechmocna, ale w istocie nie jest w stanie przetrwać bez zewnętrznego wobec siebie dobra wspólnego.
Konstatacja ta pozwala na nowo przemyśleć strategie oporu wobec dojmującej obecności pracy w naszym życiu. Samo słowo „opór” jest jednak problematyczne, gdyż zakłada wtórną reakcję wobec pierwotnych struktur władzy. Zdaniem Fleminga, polityki kontr-kapitalistycznej nie da się już rozumieć i analizować w tych kategoriach. Potrzebne jest raczej odwrócenie perspektywy, bowiem obecnie to dobro wspólne jest „pierwszym poruszycielem”, tym, co poprzedza działanie władzy, konstytuując nowe sposoby życia, które czynią porządek korporacyjny przebrzmiałym systemem, wartym jedynie porzucenia. W rezultacie postuluje on trzy sposoby przeciwstawienia się biokracji. Po pierwsze, niezależne zasoby społeczne, które już posiadamy, muszą zostać wzmocnione i rozciągnięte tak, aby objęły całość życia. Wymaga to przede wszystkim wyzwolenia się spod jarzma aparatu strachu, który stara się przekonać nas, że nieustanna praca jest konieczna dla przetrwania ludzkości. W istocie, jak przekonuje Fleming, możemy lepiej żyć bez niej. Po drugie, dobro wspólne musi zostać odebrane pasożytniczym korporacjom za pomocą tego, co określa on mianem strategii „wyjścia”. O ile niegdyś opór realizował się poprzez walkę o lepsze warunki pracy i zatrudnienia w ramach parametrów kapitalizmu, o tyle obecnie coraz więcej osób dąży do tego, by w ogóle wycofać się ze sfery korporacyjnej dominacji. Opór zaczyna więc oznaczać poszukiwanie samostanowienia poza projektem kapitalistycznym; ponowne odzyskanie społecznej autonomii w celu demokratycznego samostanowienia. Po trzecie, należy odwrócić się od neoliberalnej machiny reprezentacji i powiązanej z nią polityki uznania [Taylor 1994]. W obecnej sytuacji nie chodzi bowiem o bycie dostrzeżonym, usłyszanym lub włączonym do debat odbywających się pod auspicjami korporacji. Dialog z władzą nie tylko nie ukróci jej panowania, ale może wręcz usprawiedliwiać dalsze trwanie nierówności. Nagle bowiem zaczynamy posługiwać się językiem władzy, formułując nasze oczekiwania i cele w obcych nam kategoriach. Zamiast tego można na przykład przekształcić milczenie i ciszę w broń, odmawiając udziału w dyskursywnej grze, która stoi na straży neoliberalizmu a zachowując swój głos do rozwijania autonomicznej sfery komunikacyjnej poza obiegami kapitału.
W próbach zrewidowania koncepcji oporu tak, aby odpowiadała logice działania biokracji, Fleming pozostaje głównie na gruncie teorii, na marginesach wspominając tylko o konkretnych praktykach, jak zakładanie kooperatyw producenckich, przejmowanie przez pracowników opuszczonych fabryk i ich demokratycznej reorganizacji, pojawianie się stron internetowych z poradami, jak porzucić świat pracy (np. www.leavingacademia.com), a także wskazując na emblematyczne już przykłady zamieszek w Londynie i ruchu Occupy. Żaden z tych fenomenów nie doczekał się jednak bardziej systematycznej analizy w książce. Ponadto, dla wielu czytelników – szczególnie rzesz prekariuszy, którzy tkwią w stanie permanentnej życiowej niepewności – uwagi Fleminga o całkowitej rytualizacji pracy, która odrywa się od ekonomicznej konieczności i staje się jedynie sposobem praktykowania określonego stylu życia, mogą wydawać się sformułowane nieco na wyrost. Wreszcie, autorowi można zarzucić, że w istocie nie mówi nic nowego, a jedynie powiela tezy, które wielokrotnie były już artykułowane w literaturze przedmiotu, szczególnie w pracach Hardta i Negriego [2005, 2012], ale także innych autorów, na których – po części – wskazywałem w tekście.
Fleming jest jednak przede wszystkim reprezentantem tzw. krytycznego nurtu zarządzania, stąd jego rozważania koncentrują się wokół najnowszych tendencji w porządku korporacyjnym. Zaletą jego książki jest właśnie to, że zbiera wiele istniejących wątków i kontekstualizuje je wokół problematyki pracy. Dzięki temu koncepcje teoretyczne mają bezpośrednie przełożenie na codzienne doświadczenia tych, którzy związani są ze światem biznesu, ale nie tylko. Ideologia zarządzania na dobre przeniknęła bowiem do kultury popularnej i niewątpliwie wywiera znaczący wpływ także na wiele innych obszarów życia społecznego. Koncepcja biokracji stanowi więc celną diagnozę niedawnych przekształceń kapitalizmu, która nie tylko pomaga w uświadomieniu sobie społecznych i osobistych kosztów zacierania się granic pomiędzy pracą i życiem, ale także wskazuje kierunki przeciwdziałania ich konsekwencjom i daje nadzieję na lepszą przyszłość.
Ponadto rozważania Fleminga można czytać w relacji do pierwszych prób przedstawienia i podsumowania dorobku krytycznego nurtu zarządzania na rynku polskim. Charakteryzuje je tendencja, którą można określić jako „nadmierny humanizm”, a więc przekonanie, że troska o pracownika wystarczy, aby zniwelować systemowe zależności, na których osadzony jest kapitalistyczny wyzysk [np. Zawadzki 2014; Kostera i Zawadzki 2015]. Podejście to oparte jest na dość wąskim rozumieniu dominacji i ideologii, nie obejmującym na przykład biopolitycznych mechanizmów działania władzy, których centralną rolę w obecnym systemie społecznym tak podkreśla Fleming. Dlatego Resisting Work będzie pozycją cenną także dla tych, którzy chcieliby zapoznać się z bardziej aktualnym i całościowo zorientowanym stanowiskiem teoretycznym w ramach krytycznego nurtu zarządzania, służąc nieocenioną pomocą w bieżących analizach problematyki pracy.
[1] W czerwcu 2015 roku ukazała się bowiem kolejna pozycja tego autora: The Mythology of Work: How Capitalism Persists Despite Itself.
Bibliografia
James Barker, Tightening the Iron Cage: Concertive Control in Self-Managing Teams, „Administrative Science Quarterly”, nr 38(3) 1993.
Carl Cederström, Peter Fleming, Dead Man Working, Zero Books, Winchester and Washington 2012.
Peter Fleming, Authenticity and the Cultural Politics of Work, Oxford University Press, Oxford 2009.
Peter Fleming, Resisting Work: The Corporatization of Life and Its Discontents, Temple University Press, Philadelphia, 2014.
Paul du Gay, Organizing Identity: Enterpreneurial Governance and Public Management, [w:] Stuart Hall i Paul du Gay (red.), A Question of Cultural Identity, Sage Publications, London 2000.
David Graeber, Fenomen gówno wartych prac, „Nowy Obywatel”. 23.09.2013, http://nowyobywatel.pl/2013/09/23/fenomen-gowno-wartych-prac/.
Michael Hardt, Antonio Negri, Rzeczpospolita, Korporacja Ha!Art, Kraków 2012.
Monika Kostera, Michał Zawadzki, Zarządzanie dla ludzi, „Krytyka Polityczna”, 15.04.2015, http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20150415/kostera-zawadzki-zarzadzanie-dla-ludzi.
Gideon Kunda, Galit Ailon-Souday, Managers, Markets, and Ideologies: Design and Devotion Revisited, [w:] Stephen Ackroyd, Rosemary Batt, Paul Thompson, Pamela S. Tolbert (red.), The Oxford Handbook of Work and Organization, Oxford University Press Oxford 2005.
Mills, Charles Wright, Białe kołnierzyki, Książka i Wiedza, Warszawa 1965.
Richard Sennett, Kultura nowego kapitalizmu, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2010.
Ivor Southwood, Non-Stop Inertia, Zero Books, Winchester and Washington 2011.
Charles Taylor, The Politics of Recognition, [w:] Multiculturalism, Amy Gutman (red.), Princeton University Press, Princeton 1994.
Tiziana Terranova, Wolna praca, „Kultura Popularna”, nr 1(19), 2008.
Paolo Virno, General Intellect, „Generation Online”, http://www.generation-online.org/p/fpvirno10.htm.
Michał Zawadzki, Nurt krytyczny w zarządzaniu: kultura, edukacja, teoria, Wydawnictwo Akademickie „Sedno”, Warszawa 2014.
***
artur szarecki – absolwent Wydziału Zarządzania oraz Instytutu Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim, doktor kulturoznawstwa; zajmuje się problematyką cielesności, kapitalizmu oraz kultury popularnej.
zdjęcie tytułowe: Peter Fleming, Resisting Work: The Corporatization of Life and Its Discontents, 2014.