Mieszkanie 3/2014

kinga stańczuk: kampinos

Mieszkania prawie już nie ma. Moich dawnych rozrywek też nie. Są ściany, kibel, materac i zamek w drzwiach. Parapety zostały wyrwane kiedy jeszcze nie było nic wiadomo. Głupio wyszło, można było przynajmniej zostawić parapety. No ale były marmurowe, to stwierdziłem, że wymienię je na plastikowe okna. Nie wymieniłem. Na stole leżą dwie paczki PallMalli.  Stara popielniczka ze rżniętego szkła i saszetkakisielu. Kuchnia Polska z przepisami na kisiel kawowy na móżdżku, liker jajeczny czy inny koszmar. Z literatury jest jeszcze rozpadający się słownik polsko-grecki i Panorama Firm, kilka roczników. Staram się skupić. Nie sposób żyć normalnie, kiedy ta najbliższa przestrzeń się tak zachowuje. Wszystko lekko śmierdzi. Nie wiem, czym: pastą do drewna, pastą do butów, popielniczkami, szafą, której już nie ma. Szafę wywieźli od razu, bo antyk.  Można ją było rozsądnie sprzedać i to w okolicy, bezpośrednio.  Kupiec był bardzo zadowolonym, ortalionowym chłopakiem. Dziw bierze, że chciał taką szafę. Nie ten rejestr jakby. Zapytany wyjaśnił, że miał takie szafy w domu rodzinnym na Suwalszczyźnie. Dziadkowie zmarli i zapisali dom kuzynostwu, bo tamci ‘mają już dzieciaka’. No, to on się normalnie zdenerwował i pomyślał sobie: kupię taką tu.  Nie spodobał mi się, chyba mnie drażniło podobieństwo między nami. Wykorzenienie jakieś. Z resztą zawsze mnie brzydził ortalion, te waleczne chłopaki Grochowa, sam zarys dresu; ale teraz pomyślałem – może i mnie można wziąć za dresa? Część forsy z szafy poszła już na opłacenie faceta od wyrwania parapetów.  Potem poszedł obraz. Taka kopia Chirico, chłamowate i starte kolory. Dawno temu jedna z moich kobiet chciała go dostać, ale nie dostała, nawet nie pamiętam, dlaczego. Może wtedy nie byliśmy razem wystarczająco długo i nie chciałem. Nie wiem. Miała sny z tym obrazem, takie po totalu. Była zdolna. Piękny, wielki biust; romanistka. Lakierowała paznokcie. Zadbane dłonie. Coś pisała do magazynów. Potem jej coś wydali, chyba powieść nawet. Śmieszyła mnie tą powagą swoją, dostojeństwem jakimś. Jak mówiła o historii, to zawsze w epokach z historii Francji. Mnie to bawiło, trochę może kiedyś imponowało. Ona potrafiła mi wieczorami opowiadać rzeczy typu: „Wiesz, śniło mi się, że to bezrękie popiersie z obrazu wypadło, w mieszkaniu mieliśmy cmentarz, taki niesamowity, porośnięty i z rzeźbami.  To było jakoś za czasów III Republiki, płaczki chodziły i śpiewały.” I ja odpływałem sobie, kiedy ona mówiła. Ja to lubiłem. No ale rozstaliśmy się, bo miałem dość wszystkiego. Chyba się wtedy poddałemz ze związkami – serio, to nie dla mnie. Tym bardziej nie mogłem znieść dawnej roboty, czy raczej ludzi. Codziennie spotykać ludzi, tych samych, nudnych ludzi. Zawsze myślałem, że w infromatyce będzie mi łatwo przed nimi uciec, ale to nie do końca tak. Oni pracują w ciszy, ale potem jakby musieli nadrobić stracony czas, wszystkie te piwa w Lolku, warhammery, Kampinosy, nieśmieszne T-shirty, do urzygu. W sumie to przynajmniej ze cztery lata nie pracuję. Nie żeby się nie dało, gdybym zechciał. Dałoby się. Znam ludzi, nawet do normalnej firmy by mnie wzieli, jakbym poprosił. Mam też kumpla w Londynie, który programuje dla Nokii bodajże, możeby mnie i wkręcił. Byłem tam dawno temu i raczej już by mnie takie życie dziś nie podniecało: ulice pełne automatów w z prezerwatywami w najmniej oczekwianych załamaniach muru. Może to z resztą nie w Londynie było, te automaty. Nie wiem, czy ten kumpel nadal tam programuje. Miał plan zostać tam na dziesięć lat, odłożyć kasę i potem trzy lata jeździć po Ameryce Południowej, chyba konkretnie po Chile. To już powinien jeździć teraz, niby. Ale byliśmy młodzi, przecież. *** Wolno gadam, to taśma mi się skończyła. Nie skończyłem ci o szafie. Kurewsko źle się poczułem z tym, że jej nie ma. To jest w jakimś sensie ściana: nie pracuję, żeby się nie sprzedać i sprzedaję się, żeby nie pracować. Sprzedałem szafę, którą zrobił, podobno, ojczym mojego dziadka. Była od zawsze. Dostałem za nią sześć kafli, wystarczy na zaległy czynsz i parę konieczności. Muszę zrobić sobie jeden ząb, bo już nie tylko boli, ale i mam wrażanie, że śmierdzi. Może to moja obsesja. Węch to dla mnie podstawowy zmysł. Czuję podobno dziwne zapachy, na przykład nienawidzę szczerze smrodu marchewki i w ogóle włoszczyzny. Nie gotuję, nie piję. Sprzedaję szafę ojca. Planowałem zresztą sprzedać całość. Nie wiem, po co mieszkać na Tamce, jak ani się nie ma kasy, ani ochoty korzystać. Moi co bardziej kulturalni znajomi zawsze mi powtarzali: Stary, co za lokum. Stary, dlaczego się bardziej nie urządzisz? Wieczór filmowy zrób. Znajomi z Miodowej chcieli robić próby. Te niewykorzystane możliwości mnie dołują, dosyć tego. No w każdym razie, bo nie zbliżam się do sedna. Wziąłem na siebie taką robotę, coś jak my kiedyś, chociaż teraz to będzie tylko raz i to będzie ostatni. Nie zrozum mnie źle, ja tego wszystkiego, co zrobię, nie będę robił dla pieniędzy, ja w tę sprawę wierzę. Więc zacznę od tego, że ten facet ma prawie sześćdziesiąt lat, mógłby być ojcem dziewczyny, o którą chodzi. Dziewczynę nazwijmy Ida, po mojej matce. Nie nazywa się tak, ale rozumiesz, muszę się pilnować, a dziewczynę podziwiam, to niech będzie dla nas Idą. Więc Ida jest młoda, piękna, jeździ po świecie, robi ciekawą muzykę: trochę to jest ludowe, trochę takie, ja wiem, francuskie, trochę w tym jazzu. Kiedyś byłem u niej w domu. Miała w łazience kilka sporych zdjęć jakichś ludowych nagrobków. Przypomniało mi to tę historię dziewczyny z biustem, od Chirica – Mniejsza o to, jak się poznaliśmy. Ważne, że z Idą nie spałem, ani razu. Ona coś takiego w sobie ma, że tego nie wolno z nią robić, nawet pomyśleć. Jak chodzi po domu, to śpiewa, gotuje, tańczy. Ma piękne, smukłe przeguby i łydki. Jest ogólnie całkiem spora, tam gdzie trzeba, ale ma wąskie biodra i się tego boję. Jej matka zmarła w czasie porodu jej młodszej siostry, a jej siostra jakiś miesiąc przed tym, zanim Idę poznałem, umarła rodząc swojego pierwszego syna. Rozumiesz, jakie kurwa średniowiecze? I to w niby głównym położniczym w Warszawie! Nie zrobili jej cesarki, mimo że błagała i rodząca, i za przeproszeniem trup jej matki nad nimi. Trzęsie mnie i teraz. Ale wracając. Jej przestrzeń, a rzadko to mówię, nie śmierdzi. Nie jest też u niej świeżo. Jest po prostu normalnie, zdrowo. Suche jakieś bukiety po kątach, sporo kurzu, bibelotów, ale jednocześnie to wszystko w ruchu, stale robi przemeblowania, ma materace do ćwiczeń, i ta muzyka wszędzie.  Sporo poważnych instrumentów, których nazw nie znam. Nie byłem nigdy w stanie ocenić jej dochodów: na pewno nie jest biedna, ale nie mam pojęcia, za co kupuje te egzotyczne instrumenty. Ida chyba nie wierzy w prawa kobiet, bo sama zawsze robi wszystko, a przy tym czujesz się jednocześnie winny, że to nie ty jej usługujesz. I kiedyś było tak, że mnie poprosiła, żebym przyjechał jej zrobić zakupy, jak była chora. Byłem zadowolony, że się jej odwdzięczę, bo czego nie lubię, to być dłużny. Więc pojechałem. Dała taki kolorowy, obciachowy plecaczek z indyjskiego sklepu. Karnie wziąłem i poszedłem na Koszyki z listą jej egzotycznych zakupów. Idę, kupuję jej te pieprze, fasole, ryże, marchewki i inną włoszczyznę. Wychodzę z Koszyków, mdli mnie od smrodu, staję na chodniku, otwieram plecaczek, a tam nowiutki Ruger GP-100, trójka. Rozumiesz, gdyby nie ta włoszczyzna, to bym nawet tam nie zajrzał, i żył sobie w nieświadomości. No ale się musiałem odizolować od smrodu. Stały motyw, jak o tym pomyślę. Wracam do niej, kładę wszystko na stole i idę na balkon odetchnąć. Ona, widzę, blada, strasznie przeprasza, zapomniała, że go tam miała, strasznie przeprasza. Spokojnie, mówię, a ona patrzy na mnie i mówi, to ty się uspokój najpierw, zapal, słabo wyglądasz. Przecież jej nie powiem, że to marchewka mnie mało nie rozłożyła na tej ulicy. Więc wychodzę na balkon, dochodzę do siebie, wracam i pytam, o co chodzi z rewolwerem. Trochę to trwało, ale w końcu wszystko powiedziała, że facet, z którym jest, ją dręczy. Ja Ci w tym momencie nie jestem w stanie opisać, co on z nią robi, co robi z jej ciałem.  I to trwa całe lata. Ona, rozumiesz, ratuje dupę wszystkim dookoła, matka teresa, a we własnym życiu coś takiego. Raz strzeliła, rozwaliła mu mały palec tylko. Słowa jej złego nie powiedziałem, rzecz jasna. Słusznie że się chciała dziewczyna postawić. No ale na koniec ona mi mówi, że chce mieć dziecko, więc jak przychodzi co do czego, to się nie broni przed nim. Dziecko, obczajasz. Z jej matką, siostrą i biodrami. Zauważyłem, że przestała podróżować, więcej czasu spędza w Warszawie, wije gniazdo w domu, zbiera jakieś szmatki, kupiła fuksję, powiesiła zasłony. Ciekaw jestem, co byś Ty zrobił na moim miejscu. Albo i nie. Ja w każdym razie próbowałem rozmawiać, tłumaczyłem, że nie tylko on musi zniknąć dla jej życia i zdrowia, że jest jej niewart, że ona zasługuje na coś lepszego, nie na mnie, broń boże, to nigdy nie wchodziło w grę. Poznałem ją z paroma starymi znajomymi, żeby nie było, że tylko jest w klimacie dramatu muranowskiego, bicia i narkomanów. Mówię jej co i rusz, że zasługuje na życie. Ale ona tylko wtedy milczy i daje mi herbatę z cynamonem. Wszystko w ślicznym Bolesławcu, jak u mojej Mamy, której Ida jest jakimś wariantem. No więc zabiję go. Mało się szanuję za to, jak długo się wahałem. Mam ten Ruger, czwórkę, znam się na rzeczy. To jest z resztą ostateczne rozgrzeszanie, jeśli chodzi o szafę. Wielka ulga, że to pójdzie na jakiś sensowny cel. Naprawdę dobrze mi to robi! Potrzebowałem go troszkę przetestować, pochodziłem na strzelnicę. Raz nawet poszliśmy razem z Idą, pierwszy i na razie ostatni raz, zrobiliśmy coś razem na mieście. Ona chyba nie wiedziała, że strzelałem ze swojego sprzętu, a w każdym razie nie zapytała. Sama wypożyczyła na miejscu. Jej Ruger jest, zakładam, nielegalny. Byłem od niej oczywiście lepszy, ale niewiele. Ona była najlepsza z kobiet. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem u dziewczyny. Najlepsza z kobiet, przysięgam. Nie jestem pewien, czy jest w ciąży, nie mógłbym spytać, ale już trochę czuję, że nie mogę znieść tej sytuacji. Poza tym zakończyłem przygotowania. Zbadałem, że facet mieszka za Żelazną Bramą. Zaprzyjaźniłem się z jego sąsiadką, którą wytropiłem przez internet i zapisałem się na kurs znajomości win, który prowadziła. Było to wszystko cholernie upierdliwe, przez dwa miesiące musiałem pić i słuchać jakichś nagrań, gdzie Marek Kondrat opowiada o wzbogacaniu doznań smakowych, były testy z pytaniami o appellation montlouis contrôlée. Słowem, poszedłem na całość, ale się uczyłem, brylowałem i dziewczyna była moja po miesiącu. Oczywiście trochę chamstwo w stosunku do niej, ale nie można wszystkich zadowolić. Sam zachowuję spokój; zasadniczo mieszkam na Tamce, żeby dziewczynie za bardzo nie narobić nadziei.  Sytuacja jest optymalna, to jest mam do niej klucze, a dziada znam z widzenia. Plan na najbliższy tydzień jest taki: pukam do drzwi, pytam, czy ma pożyczyć czosnek, czy inne gówno, kulka w łeb, telefon po policję i typowy bajer: boże, boże, słyszałem strzały w mieszkaniu obok, to był mroczny typ, widziałem, z kim się spotykał pod monopolowym. Możesz sobie wyobrazić resztę. Tak że tak. Jestem prawie pewien, że to nagranie do Ciebie nigdy nie dotrze. Zostawię je jutro u Idy i dam jej wytyczne, żeby je przesłać na Twój adres, jeśli coś mi się stanie złego. Ona wie, że jestem przesądny, więc nie potraktuje mnie poważnie. W ogóle mnie rzadko kto traktuje poważnie. Jeśli coś pójdzie bardzo nie po mojej myśli, nie wiem, facet będzie miał klatę z żelaza albo już po wszystkim pójdę do Idy i ona nie zrozumie. Nie będę mógł jej nie powiedzieć, chyba rozumiesz. Nie ma co gdybać. Skoro mnie słyszysz, to znaczy najpewniej, że jakiś element położyłem albo przynajmniej Ida jest o tym przekonana, tzn uznała, że nie żyję. Jest na tyle uczciwa, że nagranie wyśle bezwzględnie. Wiem to.  Zapisałem jej mieszkanie, bo jej jest wynajmowane. Wszystko jest w moich papierach, które ostatnio niby przypadkiem zostawiłem u Ciebie i zapominałem odebrać.  Powinno mi to wisieć w sumie, ale jakbyś dał radę, to daj w łapę jakiemuś księdzu, żeby mnie, kiedyś, potem sprowadzić na Bródno, do Mamy. Nic pilnego. Jestem, jak wiesz, niekatolik i wiem, że to kosztuje, ale podobno poniżej tysiaka. Zbadaj sprawę. W papierach jest moja karta, a na niej pieniądze, reszta z szafy. Dasz radę. I zajebiście Ci dziękuję.

Kampinos, ilustracja Akryl na kartonie, Zofia Iwanicka
Akryl na kartonie, Zofia Iwanicka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *