Sześć lat od wybuchu kryzysu finansowego, w którym ogromną rolę odegrał rynek nieruchomości, wciąż nie widać zbyt wielu dążeń do znaczących zmian prawodawstwa, planowania miejskiego i próby zaspokojenia rzeczywistego zapotrzebowania na mieszkania. Zmonopolizowany, zamknięty rynek ma się świetnie dzięki silnemu przekonaniu wśród nowoczesnego społeczeństwa, że to własność prywatna jest idealnym stanem, do którego należy dążyć. Skompromitowane przez kapitalistyczną propagandę mieszkalnictwo socjalne i wynajem nie spełniają ambicji klasy średniej i wyższej, jako rozwiązanie kojarzone raczej z biedą i deprywacją. Brakuje alternatyw, a silnie wpojony indywidualizm determinuje kierunki, w których społeczna energia i zaangażowanie są delegowane zarówno na poziomie państwa, jak i osobistych, jednostkowych wyborów. Nie sposób jednak pominąć wpływu, jaki na udział w debacie dotyczącej mieszkalnictwa i prawa do mieszkania ma gwałtowny wzrost prekariatu, zastępującego klasę średnią w jej tradycyjnym kształcie, oraz coraz trudniejsza sytuacja mieszkaniowa wielu ubogich osób coraz częściej pozbawianych dachu nad głową przez zwabionych potencjalnym zyskiem właścicieli kamienic czynszowych. Motywacje do szukania alternatywnych rozwiązań i odpowiedzi są różne. Ważną rolę pełnią czynniki ekonomiczne, które prowokują mieszkaniowe eksperymenty i lobbowanie za powrotem do rozbudowanego mieszkalnictwa socjalnego (choćby. w Polsce, gdzie popyt na rozwiązania tego typu pozostaje niezaspokojony), ale także rosnąca świadomość miasta, opisanego już przez socjologów (np. Roberta Parka) jako miejsca, którego tworzenie oznacza nie tylko manipulacje architekturą, ale też ciągłą ewolucję jego mieszkańców. (1)Miasto, w jakim mieszkamy, odzwierciedla wizję społeczeństwa, relacji międzyludzkich, jakości życia, pożądanych przez mieszkańców. Nie bez znaczenia jest polityka mieszkaniowa, prowadzona przez władze miasta.. Myślenie w kategoriach wspólnotowych, to podstawowy krok w kierunku tworzenia miasta zaspokajającego możliwie szerokie spektrum potrzeb swoich mieszkańców. Konieczne jest stworzenia kompletnie nowych, oddolnych mechanizmów współrządzenia miastem, które uzupełniałyby politykę władz, wskazywały najbardziej palące społeczne potrzeby, reformowały dostępny rynek nieruchomości oraz sposoby zamieszkiwania. Różnorodne starania podejmowane są w tym kierunku na całym świecie, próbując zbalansować dramatyczne różnice między kumulowanym kapitałem a standardem życia większości mieszkańców metropolii.
Jedną z takich inicjatyw jest Empty Homes – brytyjska organizacja charytatywna, założona w 1992 roku, której celem jest przekształcanie pustostanów w mieszkania, które następnie można przekazać bezdomnym i osobom potrzebującym lokum, oraz działania na rzecz włączenia kolejnych nieruchomości do systemu mieszkalnictwa socjalnego. Jak głosi motto na ich blogu, „na dwie rodziny potrzebujące domu przypada jedna pusta nieruchomość; to nie tylko nieefektywne, ale niesprawiedliwe”. (2) Każdy z nas, spacerując przez miasto i przyglądając się mu dokładniej, widzi codziennie przykłady takich miejsc – niektórzy z nas znają także właścicieli pustych domów, które stały się lokatą kapitału w czasie prosperity, doprowadzając do sytuacji, w której z wielu ekonomicznych, acz etycznie dwuznacznych względów, najbardziej opłacalną strategią jest „zamrożenie” tych posiadłości i czekanie na dobre czasy, kiedy popyt wzrośnie i ceny pójdą w górę. Niezamieszkane budynki należące do miasta są z kolei manifestacją braku skutecznej polityki zarządzania nieruchomościami.
Działacze Empty Homes szacują, że w samej Wielkiej Brytanii pustych domów jest około 700 tysięcy – w tym wiele z nich odkryto dzięki pracy wolontariuszy organizacji i żmudnym dochodzeniom (dziesiątki tysięcy takich nieruchomości nie znajdują się na żadnych oficjalnie dostępnych listach, ponieważ planuje się ich wyburzenie). Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi w Europie, w sumie 11 milionów pustych mieszkań znajduje się w różnych częściach kontynentu, co oznacza, że 5 milionów bezdomnych mieszkańców Europy mogłoby bez trudu znaleźć dach nad głową. (3)Populacja państw zachodnich wciąż rośnie, ale tendencja ta nie jest równoważona odpowiednią ilością projektów mieszkaniowych dostępnych dla różnych użytkowników. Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Empty Homes koszt odremontowania pustego domu to 10 tysięcy funtów. Jest to kwota na tyle niska, by przyciągnąć osoby niezainteresowane kupnem mieszkania, ale zdecydowane na dłuższy wynajem. To przekonująca alternatywa dla wieloletnich, kosztownych i ryzykownych kredytów. Empty Homes wypracowało kilka głównych sposobów na przywrócenie mieszkań do użytku: prowadzi kampanie, w rezultacie których należące do państwa nieruchomości są na nowo zamieszkiwane, udaje im się także zachęcić prawodawców do obniżenia podatków prywatnym właścicielom decydującym się na przekazanie swoich domów. Jednym z istotnych osiągnięć jest nowe prawo, zgodnie z którym władze miasta mogą przejąć na siedem lat mieszkania, które nie były używane przez sześć miesięcy. Konieczne jest udowodnienie przed sądem prawa do takiego przejęcia, właściciel dostaje też ekwiwalent wynajmu takiego mieszkania, pomniejszony o koszty poniesione przez miasto, oraz korzysta z poprawy jego jakości po zakończeniu wynajmu. (4) Kluczowym elementem tej polityki jest podejście do nieruchomości w pragmatyczny sposób: nieużytki są kosztowniejsze od miejsc zamieszkanych. Dzięki edukacji, treningom i wiedzy zgromadzonej przez Empty Homes w każdym mieście jest teraz osoba, która potrafi zlokalizować pustą nieruchomość oraz ma zarówno możliwość, jak i narzędzia do jej „rehabilitacji”.

Homesteading, czyli prawo do użytkowania lub kupienia mieszkania w zamian za jego wyremontowanie, także staje się coraz popularniejsze. W Liverpoolu i Stoke udało się zrealizować program, w ramach którego domy sprzedawane są za 1 funt w zamian za remont i zobowiązanie zamieszkiwania w tym miejscu przez określony w umowie czas. Tradycja homesteadingu sięga XIX wieku, kiedy to w Stanach Zjednoczonych, Australii i Kanadzie zachęcano w ten sposób do zasiedlania mało popularnych miejsc (główną motywacją było kumulowanie określonej narodowości w danym miejscu). W latach 30. i 40. XX wieku homsteading powrócił w postaci polityki Franklina Roosevelta – jako próba rozwiązania problemów wynikających z wielkiego kryzysu. Jednym z kilku projektów mających na celu zwiększenie zatrudnienia, zapewnienie niedrogich mieszkań i promujących zrównoważony styl życia, był Cumberland Homesteads – przykład New Deal Communities budowanych między 1934 a 1938 rokiem. Bezrobotni górnicy, osoby pracujące w tekstyliach, farmerzy mogli ubiegać się o 250 nowych domów, zbudowanych z drewna znajdujących się w okolicy lasów, ogrzewanych kominkami, a na życzenie Eleanor Roosevelt posiadających także hydraulikę i elektryczność. Każdy z domów wyposażony był również w kurnik, wędzarnię i stodołę, a na osiedlu znajdowała się szkoła i budynki przekazane do użytku wszystkim mieszkańcom. Cumberland Homesteads zostały wpisane na listę miejsc historycznych. Do dziś homesteading kojarzony jest z alternatywnym stylem życia, którego jakość pod pewnymi względami odbiega od przyjętych standardów, ale jest satysfakcjonująca dla przedstawicieli różnych niezależnych środowisk.
W Liverpoolu homesteading przyjmowany jest z entuzjazmem i ulgą zarazem, ponieważ zastępuje dotychczasowe rozwiązania, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Laburzystowski rząd przyjął kilka lat wcześniej plan nazywany housing market renewal (odnowa rynku nieruchomości), na mocy którego niektóre dzielnice miast, w tym sześć w samym Liverpoolu, zostały oczyszczone z mieszkańców pod pretekstem poprawienia standardu życia (czytaj: oczekując, że boom na rynku nieruchomości można sprowokować od nowa) – zaplanowano wyburzenie całych istniejących dzielnic, zgadzając się na pozostawienie i odnowienie zaledwie niektórych budynków. W wielu takich dzielnicach ilość wybudowanych nieruchomości miała zapewniać kilkakrotnie mniej mieszkań niż te, które istniały tam do tej pory. Kampania ta, prowadzona w latach 2002 – 2011, pozwoliła na wyburzenie dziesiątków kamienic i doprowadziła do ruiny te, które „zamrożono” – tworzą one teraz widmowe osiedla wiktoriańskich kamienic. Nic dziwnego, że homesteading, testowany najpierw w Stoke, przyjmowany jest entuzjastycznie: funt za kupno domu, preferencyjny kredyt 30 tysięcy funtów na remont, a to wszystko w zamian za odnowienie i zamieszkiwanie przez co najmniej pięć lat. Rozpatrywane są różne formy przejęcia, korzystne remonty i gwarancje na utrzymanie znacząco niższych cen dostępnych domów – a jest ich w samym Liverpoolu kilkaset. (5)Oddanie ich w ręce stowarzyszeń czy spółdzielni mieszkaniowych umożliwia realizację wielu pozytywnych scenariuszy na raz. Po pierwsze, nieruchomości nie trafiają od nowa na ścieżkę spekulacji i nie zostają na dziesięciolecia, lub czasem bezpowrotnie, wycofane z użytku. Priorytetowo otrzymują je mieszkańcy miasta z niskimi dochodami – a więc dostęp do niemalże luksusowego w obecnych warunkach dobra, jakim jest prywatne mieszkanie, staje się mniej ekskluzywny. Łatwo wyobrazić sobie rosnące poczucie odpowiedzialności za taki dom, ale i dzielnicę, w której się on znajduje, poprawę komfortu życia oraz zapewnienie warunków do pogłębiania go (homesteading w wielu przypadkach wiąże się z miejskimi farmami i innymi alternatywnymi sposobami zarabiania lub oszczędzania na podstawowych wydatkach). Ocalając je przed wyburzeniem, miasto ogranicza też niekorzystny wpływ swoich działań na środowisko.
Homsteading przeprowadzono w ostatnich latach z sukcesem w innych miastach – w Rotterdamie znana architektka Ineke Hulshof pomogła przywrócić do życia zaniedbaną własność miejską, dzięki czemu kwitnie tam teraz nowa społeczność. W Nowym Jorku w latach 90-tych oddano na podobnych zasadach kamienicę na Brooklynie – od 1994 roku zamieszkują ją te same osoby, które dwie dekady wcześniej wpłaciły 7 tysięcy dolarów za mieszkanie i zobowiązały się odnowić prywatną i wspólną część budynku. Organizacja Empty Homes walczy teraz o uznanie prawa do ubiegania się o nieużywane nieruchomości. Ich antyskłoterska postawa, chęć działania zgodnie z zasadami, a jednocześnie poszukiwanie alternatywnych możliwości użytkowania miasta sprawiają, że przygotowane przez nich propozycje mogą się okazać przekonujące i racjonalne dla przedstawicieli różnych środowisk i instytucji. Rozwiązanie to uwzględnia interes mieszkańców miasta, którzy wiążą się z nim na dłużej, płacą w nim podatki (ulubiony argument neoliberałów) ma pozytywny wpływ na środowisko (renowacja budynku oznacza emisję dwutlenku węgla o 2/3 mniejszą niż jego wybudowanie na nowo), staje się wreszcie sposobem na załatanie do pewnego stopnia przepastnej dziury, która powstaje pomiędzy tym, co jeszcze niedawno uznawaliśmy za klasę średnią posiadającą kapitał umożliwiający jej kupienie domu, a gwałtownie rosnącym prekariatem, decydującym się na dożywotni wynajem, którego wysokość nie musi być tak ogromna, jak ceny dyktowane przez pośredników i deweloperów.

Praktyka akceptowalna przez rządy jest jednak wciąż zbyt kompromisowa i skoncentrowana na wolnorynkowych wartościach i mechanizmach. Wiele z domów, które udało się odzyskać i włączyć do użytku, przeznaczono dla klasy kreatywnej, młodych profesjonalistów, a informacje w mediach na temat takich osiągnięć koncentrują się na wzroście ich wartości rynkowej, co jest prawdopodobnie najmniej istotnym aspektem tego przedsięwzięcia. Dla władz miast najważniejszym argumentem w debacie jest zapobieganie powstaniu skłotów czy pewność, że nie będzie w tych pustostanach „innych form wandalizmu i antyspołecznych siedlisk” (co znamienne, wszystkie te sposoby zasiedlania dostały metkę „uciążliwych dla sąsiadów”, podczas gdy w rzeczywistości to właśnie skłoty generują najciekawsze, najbardziej prospołeczne i niezorientowane na zysk przedsięwzięcia). (6)Mimo pozytywnych efektów odzyskiwania i adaptowania niszczejących domów, nie są to wystarczająco radykalne rozwiązania.
Biorąc pod uwagę warunki rynkowe oraz potrzebę posiadania własnego miejsca, szczególnie aktualną i ważną propozycją wydaje się koncepcja nieformalnego urbanizmu sformułowana przez Keitha Harta. Pod pojęciem tym rozumie on „stan wyjątku, niepewności” oraz „dynamikę produkującą energię” w obrębie miasta, a także wszelkie formy, które powstają w jej rezultacie. (7) Nieformalny urbanizm to w pewnym sensie odpowiedź na wyzwania stwarzane przez niewydajną lub nieprzyjazną legislację, neoliberalny rynek i styl rządzenia. Jest to ścieżka na skróty, usiłująca ominąć pozornie nieodzowne procesy na drodze do tworzenia alternatywnych form mieszkania. Nie bez znaczenia jest tutaj bezsilność władz na każdym właściwie szczeblu, które uwikłane są w skomplikowane procesy polityczne, ekonomiczne i społeczne. Nieformalny urbanizm jest możliwą oddolną reakcją na ów impas, a jedną z form, w których się przejawia, jest slums – kluczowy nowomiejski habitat. W tym kontekście niezwykle interesujące jest podejście Ananyi Roy, indyjskiej badaczki zajmującej się rozwojem i globalnym urbanizmem. W jej ujęciu slums, określany jako subaltern urbanizm i obwołany nowoczesną miejską ikoną, ukazany zostaje jako symptom kapitalistycznego miasta, rezultat praktyki wypracowanej w przeszłości; wzmocniony wolnorynkową dynamiką. (8) Odejście od piętnującego podejścia do nielegalnego, nieformalnego i nieforemnego sposobu zamieszkiwania miasta, jakim jest slums, ma potencjał zrehabilitowania jego statusu i wpłynięcia na poprawę panujących w nim warunków. Biorąc pod uwagę gwałtownie i nieodwracalnie rosnące zainteresowanie metropoliami, konieczne jest zaprzestanie walki z nieuniknionymi, innowacyjnymi sposobami jego zasiedlania, i przygotowanie pola na kreatywne i godne rozwiązania dla miejskich problemów. Przygotowanie do tej roli grupy zaangażowanych architektów, którzy zdecydowaliby się na wykonywanie najprawdopodobniej niezyskownej, nieefektownej, niegłośnej, ale etycznie ważnej pracy, byłoby niezwykle ważne – alternatywne, nieformalne formy mieszkania wymagają bowiem przede wszystkim kreatywności pozwalającej na swobodne łączenie materiałów, poszukiwanie najbardziej ekonomicznych i efektywnych rozwiązań, tworzenie architektury ekologicznej, oszczędnej, czasem wręcz (r)ewolucyjnej. Przyszłość mieszkania jako specyficznej urbanistycznej formy wydaje się być równie niepewna, jak przyszłość politycznego i ekonomicznego establishmentu. To społeczeństwo obywatelskie, proponując ewolucyjne, postępowe modele urbanistyczne, prawne i architektoniczne, tworząc precedensy, wychodząc poza system i łamiąc konwencję, redefiniuje problemy i poszukuje adekwatnych odpowiedzi.

***
Bob Howard, Councils to take over empty houses, BBC Radio 4’s Money Box z 24 czerwca 2006, http://news.bbc.co.uk/2/hi/programmes/moneybox/5112926.stm, dostęp 11 marca 2014
Ciara Leeming, Why selling off homes for just £1 in a derelict area of Liverpool makes sense, The Guardian z 20 marca 2013, http://www.theguardian.com/commentisfree/2013/feb/20/selling-homes-liverpool, dostęp z 11 marca 2014
Rupert Neate, Scandal of Europe’s 11 milion empty homes, The Guardian z 23 lutego 2014, http://www.theguardian.com/society/2014/feb/23/europe-11m-empty-properties-enough-house-homeless-continent-twice, dostęp 11 marca 2014
Robert Park, On Social Control and Collective Behavior, Chicago University Press, Chicago, 1967
Ananya Roy, Strangely Familiar: Planning and the World of Insurgence and Informality, “Planning theory”, 2009, vol. 8, n.1
Ananya Roy, Urban Informality. Toward an Epistemology of Planning, “Journal of the American Planning Association”, 2005, vol. 71, n.
Empty homes to be demolished 'hidden from figures’,http://www.bbc.co.uk/news/uk-13507174
http://unlockingthepotential.blogspot.com/
***
Natalia Skoczylas
UMCS Lublin, Doktorantka na Wydziale Politologii, kierunek Politologia, II rok
Zainteresowania: architektura, społeczeństwo, urbanizm, tożsamość, wpływ decyzji politycznych i ruchów społecznych na tkankę miejską, kultura;
Publikacje: OnSite Review 31, „Deliberate map(ping)”
„coraz” piszemy razem…